Blog

Zbudowałem sobie warsztat

Zdjęcie zrobione na kilka minut przed wschodem słońca.
czerwiec 2019

Film z wnętrza warsztatu zobaczysz we wpisie Tu powstaje blog. Zajrzyjcie do mojej pracowni!


Myśl o stworzeniu własnej pracowni wpadła mi do głowy w połowie roku 2015, kiedy końca dobiegała budowa domu, w którym mieszkam. Od samego początku zakładałem, że — o ile plan wypali — zlokalizowany w ogrodzie i osadzony w stylistyce budzącej skojarzenia z miejscami sprzed wieku warsztat będzie raczej nieduży, taki, by dało się w nim pomieścić część mojej kolekcji staroci oraz stanowisko do pracy, przy którym mógłbym to i owo odnowić i sfotografować. Publikowane dotychczas na blogu materiały powstawały najpierw w moim pokoju na poddaszu poprzedniego domu, następnie w wynajętym do przechowania na czas budowy mebli garażu, później w pomieszczeniu gospodarczym u babci na wsi, a w końcu w mojej sypialni w nowym domu, w połowie jego garażu oraz… w niewykończonej łazience.

Nie ma w procesie tej budowy nic nadzwyczajnego, szczególnie że dużo większe obiekty powstają dziś jak grzyby po deszczu. Ja swój warsztat budowałem jednak własnoręcznie po godzinach, kiedy akurat nie wyjeżdżałem na całe weekendy, by prowadzić warsztaty (w czasie budowy tj, od wiosny 2017 do jesieni 2018 aż trzydzieści edycji!) i kiedy mogłem liczyć na sprzyjającą pogodę oraz — na niektórych etapach prac — dodatkową parę rąk do pomocy w dni wolne od pracy na uczelni. 

Wszystkie zdjęcia zamieszczone w tym wpisie robiłem telefonem w trakcie wykonywania opisywanych prac.

Zapraszam na post!

Budynek wzniosłem i wykończyłem samodzielnie na wzór starych zabudowań wiejskich oglądanych na olbrzymiej ilości zdjęć sprzed wojny znalezionych w sieci i książkach oraz zbierając dokumentację fotograficzną zachowanych dotychczas fragmentów odpowiadających mi stylistycznie zabudowań pobliskich wsi. W poszukiwaniach starych rozwiązań i możliwych do skopiowania detali bezcenny okazał się reprint podręcznika z 1917 roku na temat budowy dworów wiejskich, którego lektura wybiła mi z głowy zamiar poszukiwania wystarczającej ilości odpowiedniej jakościowo cegły (ceglana pracownia była moim pierwszym pomysłem) i samodzielnego murowania z tego materiału obiektu zwieńczonego ozdobnymi gzymsami, łukowymi otworami okiennymi i podparapetnikami. 

Rysunków z pomysłami na wykończenie pracowni było kilka. W każdym z nich najważniejsze było znalezienie proporcji między bryłą budynku a poszukiwanymi starymi drzwiami i oknami, które zamierzałem odrestaurować.

Najtrudniejszy pierwszy krok

Opracowanie dokumentacji projektowej zleciłem w styczniu 2016. Wiedziałem już wtedy, jak wyglądać ma bryła budynku. Był to czas, w którym intensywnie poszukiwałem starych okien i drzwi wejściowych do renowacji, według których rozplanować należało odpowiedniej wielkości otwory w murach. Ich zakup zbiegł się z przeprowadzką do nowego domu, która pochłonęła bez reszty całą rodzinę. Działania związane z budową warsztatu odłożyłem do wiosny przyszłego roku. 

W kwietniu 2017 rozpocząłem kopanie fundamentów. Praca nie była łatwa z uwagi na bardzo twarde podłoże z gliny, którą w wielu miejscach skuwałem dużym dłutem, a następnie wybierałem łopatą. Był to jedyny skuteczny sposób. Dopiero po należytym wykonaniu tej żmudnej roboty mogłem zrobić zbrojenie i zalać wykopany fundament, na którym wyprowadziłem poziom zero i wylałem płytę.

Kopanie fundamentu.
Poziom zero wyprowadzony, trwają przygotowania do wylania płyty.
Zalewamy…
…i czekamy, aż wyschnie.

Mury coraz wyższe

Trwające tydzień wznoszenie murów przypadło na gorące lipcowe dni. Zgodnie z tym, co napisałem wyżej, po przeczytaniu podręcznika budowlanego sprzed stu lat odpuściłem sobie tradycyjne technologie wymagające znajomości technik i zdecydowanie wyższego, niż ten, którym operowałem budżetu. To było moje pierwsze zetknięcie z tego rodzaju pracami, więc wolałem zrobić je tak, by najzwyczajniej w świecie podołać. Na tym etapie mogłem liczyć na pomoc najbliższej rodziny, dzięki czemu robota poszła naprawdę bardzo, bardzo sprawnie. Układanie bloczka za bloczkiem trwało od wczesnych godzin porannych i kończyło się po zmierzchu, kiedy atakujące zewsząd komary nie dawały najmniejszych szans na dalsze działanie. Z każdym kolejnym dniem ściany budynku pięły się w górę i widać było spory postęp. Moje dotychczasowe rysunki stawały się rzeczywistością.

Zdjęcie zrobione późnym wieczorem po pierwszym dniu spędzonym na murowaniu.
Na tym zdjęciu widać już umiejscowienie drzwi i okien oraz ich rzeczywiste rozmiary.
Montaż betonowego nadproża nad drzwiami. Po raz pierwszy miałem możliwość wyobrazić sobie, jak w rzeczywistości będą wyglądały nietypowe, bo niskie drzwi wejściowe.
Na szczycie wzniesionych murów należało wykonać szalunek, w którym pojawić musiało się zbrojenie podobne do tego w fundamentach oraz kotwy niezbędne do późniejszego przytwierdzenia murłaty. Dopiero wtedy wieniec mógł zostać zalany betonem. Takie widoki towarzyszyły mi podczas pracy.
Warsztat ulokowany został w przydomowym ogrodzie.
Mury pracowni z zalanym przed chwilą wieńcem.
Tak wyglądało wnętrze warsztatu latem 2017. Choć był to etap, na którym wysychał zalany betonem wieniec, zaczynałem wyobrażać sobie umiejscowienie poszczególnych elementów wyposażenia, które w większości miałem już zgromadzone.

Zdążyć przed zimą

Utwardzony wieniec oznaczał, że możliwe było rozpoczęcie konstruowania więźby dachowej. Zanim jednak zająłem się rozmieszczaniem belek stropowych i krokwi, musiałem wciągnąć na górę murłaty o przekroju 16 × 16 centymetrów. Dopiero po ich przykręceniu do zatopionych w wieńcu kotew wykonstruowałem szkielet niskiej czterospadowej koperty. Mimo że do robót wykończeniowych była jeszcze daleka droga, konieczne było bardzo precyzyjne rozmierzenie długości krokwi przestających poza obrys budynku, ponieważ całość musiała idealnie zgrać się z zamontowanym podczas wykonywania elewacji gzymsem.

Sprzyjająca pracy pod gołym niebem pogoda utrzymywała się dość długo, dzięki czemu zacząłem metr po metrze deskować dach, który przed nadejściem zimy udało się jeszcze pokryć specjalną membraną zabezpieczającą drewno. Jej resztkami zasłoniłem otwory czekające na odrestaurowane okna, wejście zaś otrzymało tymczasowe drzwi z dykty. Korzystając z faktu, że pokryte nieprzepuszczającą wody powłoką uczyniły połacie dachu nieprzemakalnymi, przeniosłem do wewnątrz czekające na renowację okna, niektóre trzymane do tej pory w domu narzędzia i pozostałe po budowie domu drewno, z którego planowałem wykonać ościeżnicę do również czekających na odnowienie drzwi.

Już na etapie konstruowania więźby musiałem precyzyjnie obliczyć grubość warstwy ocieplenia i wielkość gzymsu biegnącego pod tuż pod dachem, a nawet przewidzieć grubość warstwy kleju, który będzie spajał te elementy.
Więźba dachowa w trakcie konstruowania, widok od wewnątrz.
Dach podczas obijania deskami.
W takim stanie pracownia przeczekała do wiosny. Zdjęcie zrobione wcześnie rano przez okno tarasowe.

Dach i zabytkowe okna

Pierwsze dodatnie temperatury roku 2018 umożliwiły pokrycie dachu gontem. Był to jedyny etap, którego nie wykonałem sam. Zajęła się tym ekipa specjalistów, której zadanie to zajęło dwa lub trzy popołudnia. Przyznam, że nie spodziewałem się tak dobrego efektu. Heksagonalny gont w kolorze antracytu korespondującego z dachówką ułożoną na dachu domu dodał nieco starego charakteru powoli nabierającej kształtu pracowni. W tym samym czasie zamontowane zostały też tytanowo-cynkowe rynny.

Wyjątkowo ciepła wiosna pozwoliła mi wejść do pracowni już w marcu i zająć się renowacją okien. W tak zwanym międzyczasie, w którym odbywały się wymagające odczekania procesy tj. zatruwanie drewna, wysychanie szpachli i żywicy, oczekiwanie na dostawę skopiowanych ram itd. zająłem się ociepleniem budynku. Oklejanie ścian postępowało bardzo sprawnie. W czerwcu udało mi się zamontować ratowane od marca okna i… odetchnąć z ulgą, bo wszystko poszło zgodnie z planem i gołe do tej pory mury miały już pierwszy prawdziwie stary, korespondujący z dachem detal zdradzający co nieco w kwestii ostatecznego wyglądu budynku.

Wiosna 2018. Dach pokryty gontem i zamocowane rynny. W środku trwa renowacja okien, a na elewacji pojawia się ocieplenie.
Tak wyglądały okna przed renowacją. Jedno z nich — stojące do góry nogami — bez dolnej listwy ramy, która odpadła stoczona przez drewnojady.
Cały proces renowacji okien zobaczysz TUTAJ.

Upalny czas na drzwi

Od razu po montażu okien zabrałem się za renowację drzwi, do których najpierw dorobić musiałem ościeżnicę. Cały przebieg prac opublikowałem na blogu w grudniu 2018, można zobaczyć go TUTAJ. Pamiętam, że praca z drzwiami przypadła na niemiłosierne upały powodujące, że przechowywane w puszkach farby i inne preparaty pod wpływem temperatury traciły swoje właściwości. Kolejne kroki na drodze do odnowienia drzwi stawiałem więc wcześnie rano lub o zachodzie słońca, kiedy okoliczności były nieco bardziej sprzyjające niż w środku dnia.

Chociaż wnętrze pracowni stanowiły ciągle gołe mury zwieńczone dachem, nie mogłem odmówić sobie przyjemności wykonania paru prób powieszenia na ścianie krzeseł, które docelowo miały znaleźć tu swoje miejsce. Obliczałem, ile sztuk zmieści się na jednym metrze i sprawdzałem, jak gęsto można je ułożyć. Do momentu wykończenia warsztatu i przeprowadzki powiększyłem kolekcję o dobre kilkadziesiąt wzorów…

W takich warunkach udało mi się odnowić drzwi wejściowe do pracowni. Z desek leżących pod ścianą wykonałem ościeżnicę. Po prawej stronie próba oszacowania ilości krzeseł, którą zmieszczę we wnętrzu.
Cały proces renowacji drzwi możesz zobaczyć TUTAJ.

Elewacja jak sto lat temu

Po oklejeniu styropianowej warstwy siatką musiałem zdecydować się na wykończenie elewacji. Nie chciałem stosować popularnego „baranka”, a coś, co sprawi, że powierzchnia ścian przypominać będzie stary budynek. W tym celu na zatopioną w kleju siatkę nałożone zostały dwie warstwy innego, bardzo twardego zbrojonego włóknem kleju. Każdą z nich zacierałem kolistymi ruchami mokrą gąbką w momencie, gdy masa zaczynała wiązać. Największa trudność tego zadania polegała na wyczuciu momentu, w którym tarcie gąbką pozwoli spreparować staro wyglądającą strukturę i nie zdejmie lub nie przesunie przy tym kleju. Istotna była też ucieczka przed palącym słońcem, które oprócz tego, że w parę chwil dosłownie spiekało naniesione powłoki, jak blenda odbijało światło wpadające prosto w oczy uniemożliwiając działanie.

Po całkowitym wyschnięciu ścian zabrałem się za montaż gzymsów, których łączenia i drobne obicia wymagały retuszu. Zamówiony wzór w połączeniu ze styropianową warstwą ocieplenia i warstewkami łączącego wszystko kleju idealnie wskoczył na miejsce, które dla niego przygotowałem. Obawiałem się, że wyprodukowane w fabryce idealnie równe listwy wyeksponują każdą nierówność ścian, ale ku mojemu zdziwieniu nie było źle! Ozdobne opaski wokółokienne przypinałem na duże tapicerskie szpilki, żeby przed przyklejeniem na stałe móc ocenić ich wygląd. Podobnie było z portalem na elewacji z drzwiami. Ten przy pierwszym podejściu okazał się nie w proporcji, mimo że na rysunku wydawał się w porządku. Musiałem go skuć, zamówić nowe sztukaterie i zrobić całość od nowa. Po wylaniu schodów prowadzących do wejścia pracownia była gotowa do pomalowania na biało.

Montaż ościeżnicy i pierwsza — zakończona powodzeniem — próba zawieszenia skrzydeł drzwi wejściowych.
Oklejanie ścian siatką elewacyjną.
Prace związane z zacieraniem powierzchni ścian trzeba było robić przed wschodem lub po zachodzie słońca, które bardzo szybko spiekało klej, uniemożliwiając jego kształtowanie.
Opaski przy oknach w trakcie wypełniania drobnych ubytków.
Wejście do warsztatu jeszcze bez schodów, za to z gotowym do pokrycia farbą portalem.
Elewacja w trakcie malowania.

Nie będzie drewnianej podłogi

Wewnętrzne ściany pokryte zostały tynkiem gipsowym. Ponieważ jego naturalny kolor okazał się być w ciepłej tonacji, czułem, że może być problem z fotografowaniem różnych rzeczy na jego tle. Zaplanowałem więc późniejsze malowanie na jasnoszary odcień. Bardzo chciałem, żeby powłoka tynku nie była idealna, a taka, na której widać ślady po jej zacieraniu i gładzeniu. Znalazłem kilka zdjęć referencyjnych zrobionych w… stajniach pochodzących z pierwszych lat dwudziestego wieku.

Od samego początku opracowywania wnętrza budynku, planowałem wykonanie drewnianej podłogi na legarach, pod którą mógłbym zrobić skrytki, a część posadzki wokół piecyka miała zostać wyłożona cegłą. Pod uwagę brałem też ułożenie podłogi w całości z cegły, jednak dzięki temu, że pracowałem w niewykończonym warsztacie przy renowacji okien i drzwi, zauważyłem, na jak intensywne zabrudzenia narażona jest powierzchnia posadzki. Wiedziałem, że drewno i cegła w tych warunkach piękne będą przez kilka chwil. Zmieniłem koncepcję i bardzo szybko — na całe szczęście — udało mi się znaleźć nieźle wyglądające płytki techniczne w dwóch odcieniach szarości. Ułożyłem je naprzemiennie po skosie, tworząc szachownicę. Różnica barw jest bardzo dyskretna, a same płytki mają fabrycznie nieregularne krawędzie, co uznałem za olbrzymi plus.

Trwają ostatnie prace wykończeniowe. Tynk na pierwszej ścianie gotowy.
Struktura tynku z bliska.
Wypucowana po raz pierwszy posadzka i ściany czekające na malowanie.

Już prawie koniec

Nawet nie wiecie, jak bardzo czekałem na moment, kiedy do gotowej, pachnącej nowością i ogrzanej ciepłem z piecyka pracowni wstawię pierwszy mebel. Pięknie zdobiony regał mający posłużyć do przechowywania farb, bejc, wosków, szelaków i rozpuszczalników kupiłem za nieduże pieniądze, gdy budowa warsztatu była jedynie planem, a dokumentacja czekała w szufladzie na koniec zamieszania spowodowanego przeprowadzką. We wnętrzu pojawiło się też ponad sześćdziesiąt krzeseł z różnych okresów, fotele na mosiężnych kółkach, secesyjna szafa i stara umywalka z miednicą.

Jesienią udało mi się zamówić ceramiczne płytki w białym szkliwie, z których zrobiłem zewnętrzne parapety ozdobione biegnącymi pod spodem dekoracyjnymi listwami. Na schodach wejściowych ustawiłem zamówione dużo wcześniej nieprzyzwoicie ciężkie wazy, w których posadzone zostały cieniolubne bluszcze. Tuż obok nich rosną szczepione na wysokich pniach trzmieliny, a wejście do pracowni oświetlają stylizowane na stare latarnie. 

Jeżeli jesteście ciekawi, jak wygląda wnętrze warsztatu, przeczytajcie poświecony mu post i obejrzyjcie film: Tu powstaje blog. Zajrzyjcie do mojej pracowni!

P.

Zestawienie pomalowanych ścian i świeżo położonej posadzki z próbką listwy przypodłogowej i rozpakowanym przed chwilą żeliwnym piecykiem.
Grudzień 2018, tuż przed Bożym Narodzeniem.
Wnętrze pracowni zamieniłem na kilka dni w fabrykę wianków świątecznych.

Dziękuję za przeczytanie mojego materiału.

Jeśli ten wpis spodobał Ci się wyjątkowo, zainspirował Cię lub pomógł rozwiązać Twój meblowy problem, możesz postawić mi kawę. Wesprzesz w ten sposób moją wieloletnią pracę - będzie mi niezmiernie miło!

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Używamy plików cookie, aby usprawniać korzystanie z naszej strony. Przeglądając tę stronę, zgadzasz się na naszą politykę wykorzystywania plików cookie.