Blog

Nie-renowacja. Bieliźniarka całkiem sauté

Są takie meble, które zachęcają mnie do pochylenia się nad nimi bynajmniej nie z uwagi na to, jak pięknie mogą wyglądać po przywróceniu im dawnego blasku. Wręcz przeciwnie – nierzadko urzekający okazuje się stan ich zachowania spychający na dalekie plany wszelkie idealne formy i lśniące rześkie wykończenia. Stan pozwalający zagrać pierwsze skrzypce całkiem innym, często niedostrzeganym lub uznawanym za najzwyczajniej w świecie zniszczone, a jakże przy tym zachwycającym elementom. Te, gdy zostaną już zauważone, potrafią sprawić, że perspektywa wejścia w posiadanie mogącego poszczycić się nimi obiektu staje się nad wyraz kusząca. A ja czuję się wobec tego typu pokus wyjątkowo słaby. Całe szczęście.

Na zgrabną dębową, choć niekompletną i powyginaną ze starości bieliźniarkę, bohaterkę tego wpisu, wpadłem przypadkowo, przeglądając aukcje w sieci. Od razu wiedziałem, że ten mebel będzie mój, choć w portfelu brakowało mi mniej więcej sto procent budżetu na jego zakup – być może znacie to uczucie. W głowie natychmiast po obejrzeniu zdjęć szafki zaczęły generować mi się obrazy osadzające ją w konkretnych miejscach w domu oraz takie, na których mógłbym ją spotkać, poszukując natchnienia w magazynach wnętrzarskich: stary wiejski dom z mnóstwem drewna, ceglanymi posadzkami, naturalnymi tkaninami, do którego przez okna wraz z promieniami słońca niemal wlewa się sielski ogród. Właśnie tam stoi, oglądana cały czas oczami wyobraźni, moja dębowa zdobycz, nie wiadomo do końca, jaką funkcję pełniąc, ale to przecież akurat najmniejszy problem. Przekonało mnie to na tyle, że kilka dni później mebel trafił w moje ręce.

Oto moja internetowa zdobycz. Choć nie widać tego na zdjęciu, wiele jej elementów takich jak deski tworzące górny blat, listwa biegnąca pod brakującą szufladą, czy drzwi uległo wypaczeniu.
Oto moja internetowa zdobycz. Choć nie widać tego na zdjęciu, wiele jej elementów takich jak deski tworzące górny blat, listwa biegnąca pod brakującą szufladą, czy drzwi uległo wypaczeniu.
Mebel  wytworzono z ciężkiej litej dębiny, która przetrwała do dziś w całkiem niezłym stanie. Zobaczcie, jak jeszcze przed oczyszczeniem prezentowała się wewnętrzna strona drzwi. Obłęd!
Mebel wytworzono z ciężkiej litej dębiny, która przetrwała do dziś w całkiem niezłym stanie. Zobaczcie, jak jeszcze przed oczyszczeniem prezentowała się wewnętrzna strona drzwi. Obłęd!
Taki sprytny system pozwalający na umiejscowienie półek na dowolnych poziomach zastosowano wewnątrz szafki. Osadzone z przodu i z tyłu korpusu listwy pozwalają umieścić między wyciętymi w nich „ząbkami” poprzecznie biegnące cieńsze listewki-wsporniki.
Taki sprytny system pozwalający na umiejscowienie półek na dowolnych poziomach zastosowano wewnątrz szafki. Osadzone z przodu i z tyłu korpusu listwy pozwalają umieścić między wyciętymi w nich „ząbkami” poprzecznie biegnące cieńsze listewki-wsporniki.

Zastanawiacie się być może, co też ja wymyśliłem z tą nie-renowacją. Otóż nie-renowacją określam (sam dla siebie) wszelkie prace serwowane zachwycająco „brzydkim” meblowym znaleziskom, chcąc przepuścić je przez szereg zabiegów niezbędnych do przedłużenia ich życia, jednak pozostawiając je z kompletem wszelkich unikatowych – jak by nie patrzeć – niedoskonałości. Za zadanie w takich przypadkach wyznaczam sobie, rzecz jasna, odnowienie obiektu, ale tak, by poprawić jego stan techniczny, wzmocnić konstrukcję, usunąć nagromadzony przez lata brud i zachować wszelką rustykalność wytworzoną na nim przez upływający czas, a więc przez twórcę nie do podrobienia. Wbrew pozorom nie jest to takie proste, bo wystarczy jedna zła decyzja, chwila rozkojarzenia albo zamyślenie podczas pracy, by bezpowrotnie zlikwidować to, czego później nie da się odtworzyć…

Bieliźniarka ujęła mnie nad wyraz dobrze widocznym, wyczuwalnym wręcz i wybijającym się na pierwszy plan materiałem, z którego została wykonana. Masy, po prostu MASY litej dębiny opracowanej i połączonej starymi stolarskimi sposobami były tym, co spowodowało, że ściągnąłem mebel do siebie. Nie zniechęcił mnie nawet brak szuflady i niemiłosiernie wypaczone, grube na dobre trzy centymetry dechy, tworzące górny blat, wierzch korpusu czy nie mniej widocznie wygięte drzwi, a także przypominająca łuk listwa biegnąca pod nieistniejącą szufladą. Wiele osób powiedziałoby, że to zwyczajny szrot, podczas gdy dla mnie to mebel idealny, w którym wszystko jest takie, jakie powinno być. Ciekawi Was, co zaplanowałem w ramach koniecznych do wykonania tym razem prac?

3…2…1…

Pierwszą rzeczą, którą wypadało zrobić, było zatrucie całości preparatem owadobójczym. Już podczas wnoszenia szafki do pracowni, zauważyłem tu i ówdzie (głównie na pleckach z drewna iglastego) ślady po działalności drewnojadów. Wszystkie powierzchnie pokryłem więc warstwą preparatu, owijając je później folią i pozostawiając na kilka dni. Następnie, już bez folii, cierpliwie czekałem do całkowitego wyschnięcia – nie tylko trucizny, ale i drewna samego w sobie, bo wyczułem w nim nieco ponadprogramowej wilgoci (być może stąd te wypaczenia?), która ujawniała się także w dyskretnie zalatującym nie do końca pożądanym zapachu. Uzbrojenie się w cierpliwość i powstrzymanie chęci rozpoczęcia „prac właściwych” na trochę ponad miesiąc zaowocowało tym, że mebel doszedł do siebie, a niechciane nuty zapachowe uleciały i mam nadzieję, że nie wrócą.

Nie szlifierką…

…nie płótnem ściernym, nie cykliną. No to jak? Do oczyszczenia szafki wykorzystałem szare mydło, ciepłą wodę i szczotkę z miękkim włosiem (taką do polerowania butów). Dlaczego? Zależało mi na usunięciu brudu i niczego ponadto. Kolor, większe i mniejsze powierzchnie z zachowanym w różnym stanie wykończeniem oryginalnym potraktowałem tu jako unikatowe i takie, które później, czyli w trakcie użytkowania mebla będą tworzyły jego charakter. Wszelkie ramki, frezy i inne wklęsłe momenty, w których przez lata nazbierało się całkiem sporo wyglądającego niemal jak celowo wprowadzona masa szpachlowa brudu, oczyściłem, posiłkując się wszystkim, co pasowało do danego kształtu i co tylko pozwoliło sprawnie pozbyć się nagromadzonego nalotu. W ruch poszły więc dłutka, nożyki, krawędzie cyklin… Z uwagi na grubość i poziom zbicia brudu w tych miejscach, nie było mowy o tym, by skutecznie oczyścić je miękkim włosiem szczotki.

Oto moje zaplecze maszynowe, dzięki któremu umyłem szafkę. Kozia nóżka przydała się do usunięcia znalezionych gdzieniegdzie gwoździków.
Oto moje zaplecze maszynowe, dzięki któremu umyłem szafkę. Kozia nóżka przydała się do usunięcia znalezionych gdzieniegdzie gwoździków.
Ciepła woda, szare mydło oraz szczotka z niezbyt sztywnym włosiem pozwoliły mi ruszyć i zdjąć z powierzchni mebla naprawdę sporą ilość brudu...
Ciepła woda, szare mydło oraz szczotka z niezbyt sztywnym włosiem pozwoliły mi ruszyć i zdjąć z powierzchni mebla naprawdę sporą ilość brudu…
...o czym świadczyć może choćby fakt, że wiader gęstej i prawie czarnej wody wylałem siedem lub osiem.
…o czym świadczyć może choćby fakt, że wiader gęstej i prawie czarnej wody wylałem siedem lub osiem.
Surowe oczyszczone drewno dębowe w trakcie odnawiania starej bieliźniarki
Piękne, prawda?

Nieco inaczej, bo szlifierką właśnie, potraktowałem delikatnie wygięte (nie celowo, rzecz jasna) w kształt łódeczek półki. Wcześniej, to jest zanim uruchomiłem to narzędzie, półki podobnie jak cały korpus i drzwi również wyszorowałem wodą z mydłem. Zaoszczędziłem w ten sposób kilka listków papieru, które zapchałyby się raz-dwa brudem, gdybym postanowił zacząć szlifować je z marszu.

Podczas czyszczenia półek, znalazłem małą niespodziankę w postaci ręcznie naniesionych ołówkiem napisów, a właściwie fragmentów napisów. Co one oznaczają? Nie mam pojęcia, ale i nie miałem serca, by je usunąć. Napisy ominąłem, szlifując drewno, a później polakierowałem, by zachować je na dłużej.

Na tym zdjęciu widać, ile brudu nagromadziło się przez lata na półkach i jak skuteczne może być połączenie wody z szarym mydłem — widoczny po prawej stronie czysty obszar to kawałek półki jedynie umyty, jeszcze przed szlifowaniem.
Na tym zdjęciu widać, ile brudu nagromadziło się przez lata na półkach i jak skuteczne może być połączenie wody z szarym mydłem — widoczny po prawej stronie czysty obszar to kawałek półki jedynie umyty, jeszcze przed szlifowaniem.
Pierwszy z dwóch znalezionych na jednej z półek ołówkowych napisów.  Wygląda trochę jak imię Jan...
Pierwszy z dwóch znalezionych na jednej z półek ołówkowych napisów. Wygląda trochę jak imię Jan…
Drugi z napisów zupełnie nic mi nie mówi. Trzeci znak, patrząc od lewej strony, wygląda trochę jak francuskie małe „r”, a może się mylę?
Drugi z napisów zupełnie nic mi nie mówi. Trzeci znak, patrząc od lewej strony, wygląda trochę jak francuskie małe „r”, a może się mylę?
Napisy utrwaliłem bezbarwnym lakierem. Zostaną ze mną na pamiątkę. Przy okazji zobaczcie, że zabrudzenia na drewnie wyglądają w zestawieniu z w miarę czystą już resztą jak celowo zabarwione na coś w rodzaju ciemnego orzecha...
Napisy utrwaliłem bezbarwnym lakierem. Zostaną ze mną na pamiątkę. Przy okazji zobaczcie, że zabrudzenia na drewnie wyglądają w zestawieniu z w miarę czystą już resztą jak celowo zabarwione na coś w rodzaju ciemnego orzecha…

Szuflada w zastępstwie, słowo o bejcowaniu i inne brakujące elementy

Nawet brak szuflady, o którym wspomniałem, nie był w stanie powstrzymać mnie przed zakupem mebla. Nie wiem, czy zaskoczę Was, czy nie, jeśli napiszę, że do jej dorobienia podszedłem lekko i bez „spiny”. Rozpoczynając pracę, wiedziałem już, jakie będzie przeznaczenie szafki w domu oraz to, że ratując ją wyłącznie dla siebie, nie muszę wspinać się na wyżyny sztuki stolarskiej, o której i tak nie mam większego pojęcia, pomijając już fakt, że nie dysponuję narzędziami, które umożliwiłyby mi choćby podjęcie prób wykonania szuflady udającej w niewielkim stopniu taką, jaka mogłaby być tutaj od początku. Jak znam siebie, pewnie przyjdzie na to czas.

Brakującą szufladę dorobiłem sposobem, z tego, co znalazłem w pracowni. Do wykonania czoła, wykorzystałem świerkową deskę, którą okleiłem liściem dębowego forniru. Boczki połączone na rodzaj wielowczepu wyciętego modelarską wyrzynarką włosową powstały z odcinków grubych na centymetr desek pozostałych po jednej z moich poprzednich prac. Dno z kolei to nic innego, jak formatka z brzozowej sklejki przyklejona i przybita od spodu niedużymi gwoździkami. Chwila skupienia i po robocie. Szuflada pasuje i – ku mojemu zaskoczeniu – działa!

W taki sposób połączyłem czoło szuflady z jej bokami. W desce stanowiącej front wyciąłem podłużne fragmenty drewna tak, by możliwe było wpuszczenie (i docelowo wklejenie) bocznych deseczek.
W taki sposób połączyłem czoło szuflady z jej bokami. W desce stanowiącej front wyciąłem podłużne fragmenty drewna tak, by możliwe było wpuszczenie (i docelowo wklejenie) bocznych deseczek.
Z drugiej strony, czyli w miejscach, gdzie boki szuflady łączyły się z tylną ścianką, na końcach desek wyciąłem bardzo proste wczepy, które po wszystkich niezbędnych przymiarkach „na sucho” również skleiłem.
Z drugiej strony, czyli w miejscach, gdzie boki szuflady łączyły się z tylną ścianką, na końcach desek wyciąłem bardzo proste wczepy, które po wszystkich niezbędnych przymiarkach „na sucho” również skleiłem.
Czoło powstającej właśnie szuflady okleiłem liściem dębowego forniru. Do rozprowadzenia kleju wykorzystałem małą gąbkę i technikę zwaną tapowaniem.
Czoło powstającej właśnie szuflady okleiłem liściem dębowego forniru. Do rozprowadzenia kleju wykorzystałem małą gąbkę i technikę zwaną tapowaniem.
Deskę z przyłożoną do niej okleiną chwyciłem przez różne inne deski i deseczki, pozostawiając widoczną na zdjęciu instalację do całkowitego związania kleju.
Deskę z przyłożoną do niej okleiną chwyciłem przez różne inne deski i deseczki, pozostawiając widoczną na zdjęciu instalację do całkowitego związania kleju.
W oklejonym już froncie wywierciłem dwa otwory umożliwiające montaż stylizowanego uchwytu.
W oklejonym już froncie wywierciłem dwa otwory umożliwiające montaż stylizowanego uchwytu.
Mamy to! Zastępcza szuflada pasuje i całkiem nieźle działa!
Mamy to! Zastępcza szuflada pasuje i całkiem nieźle działa!

Surowe czoło szuflady wymagało kolorystycznego zespolenia z wybarwionym na ciemno korpusem. By nadać nowo dorobionemu elementowi odpowiednich brązowych tonów, wykorzystałem kilka wariantów wodnej bejcy: orzecha wpadającego w złoto, zimnego ziemistego i z odrobiną czerwieni. Nasycałem nimi naprzemiennie oklejony uprzednio dębem front, przyglądając się uważnie temu, co się z nim dzieje i próbując ocenić, czego jeszcze mu potrzeba, by mógł zagrać z oryginalnymi powierzchniami. Mówiąc krótko: barwiłem szufladę na tak zwane oko.

Choć wiedziałem, że dążę do uzyskania dość ciemnego koloru czoła szuflady, przygotowane wcześniej wodne bejce nakładałem dość ostrożnie cienkimi warstwami, by móc kontrolować powstający na drewnie efekt mieszania się kilku odcieni.
Choć wiedziałem, że dążę do uzyskania dość ciemnego koloru czoła szuflady, przygotowane wcześniej wodne bejce nakładałem dość ostrożnie cienkimi warstwami, by móc kontrolować powstający na drewnie efekt mieszania się kilku odcieni.
Moje bejcowo-woskowe centrum dowodzenia.
Moje bejcowo-woskowe centrum dowodzenia.

Kończąc wątek dorabiania tego, czego brakowało, dodam, że odtworzyć musiałem jeszcze dwa odcinki listwy biegnącej niegdyś u dołu szafki. Te oryginalne pewnie ułamały się dawno temu lub po prostu odpadły i ślad po nich zaginął. Dębową kantówkę o takim samym przekroju jak zachowane odcinki oryginalnych listew zamówiłem w tartaku. Po jej pocięciu na odpowiednie długości przybiłem je i szlifując, wymodelowałem zbliżone do oryginalnych zaokrąglenia. Te elementy zabarwiłem w dokładnie ten sam sposób jak opisane chwilę wcześniej czoło szuflady.

Nowo dorobione listwy otrzymują ostatnie szlify.

Na sto procent wosk

Nie wiedząc jeszcze, czy uda mi się jakkolwiek ograć kwestię brakującej szuflady, czy znajdę pasujące rozmiarem szyldy i czy czekające w pudełeczku na półce nowe zawiasy na pewno będą pasowały do starych drzwi, pewien byłem jednego: wykończę mebel woskiem. Wosk pasował mi do bohaterki tego wpisu wyjątkowo: jest organiczny, starzejący się i stojący w zupełnym przeciwieństwie do wszelkich idealnie lśniących, równych i na wszelkie „tip-top” rodzajów wykończeń, które można meblom zaserwować. Czyli pasuje. Pasuje też dlatego, że wedle moich przewidywań, będzie w stanie pięknie odżywić masywne dębowe przekroje elementów szafki, podkreślając unikatową głębię naturalnego materiału i przy okazji uzupełnić tu i ówdzie jego barwę – użyłem bowiem wosku w paście z orzechowym pigmentem.

Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Przed zabraniem się do pracy, puszkę z woskiem postawiłem na nasłonecznionym parapecie (prace nad tym meblem prowadziłem i dokumentowałem u schyłku lata), by ten nieco zmiękł, a miejscami całkowicie się rozpuścił, stając się dużo łatwiejszy do rozprowadzania bawełnianymi pakułami. Wosk nakładałem w trzech lub czterech sesjach, w zależności od tego, czego moim zdaniem wymagała dana powierzchnia. Po nałożeniu (cieniutko!) każdej z warstw, czekałem po kilka godzin lub całą noc na ich wyschnięcie, polerowałem szmatką, by za moment powtórzyć woskowanie w ten sam sposób. To bardzo przyjemna praca.

Wnętrze szafki oraz półki pozostawiłem surowe.

Po lewej stronie widać fragment czoła szuflady z wyschniętą bejcą, po prawej zaś z nałożonym (widocznymi na górze bawełnianymi pakułami) woskiem.
Każdą z warstw wosku polerowałem energicznie miękką szmatką, by nadać powierzchniom bieliźniarki odrobiny lustru.
Każdą z warstw wosku polerowałem energicznie miękką szmatką, by nadać powierzchniom bieliźniarki odrobiny lustru.

Okucia prawie jak (nie)nowe

Widoczny pod światło odciśnięty na drzwiach zarys niegdysiejszego szyldu pozwolił mi dopasować nowy, choć wyglądający jakby liczył sobie najmniej kilkadziesiąt wiosen. Chcąc pozostać „w klimacie” mojej nie-renowacji, wybrałem okucia tłoczone z mosiężnej blachy i patynowane. Prócz szyldu dokupić musiałem także nowy wpuszczany zamek, kluczyk, uchwyt do zamocowania w czole szuflady oraz dwa czopikowe zawiasy, gdyż te które przetrwały jako oryginalne, strawione doszczętnie przez rdzę, zupełnie nie nadawały się do ponownego wykorzystania. Montaż okuć na niemal gotowym już meblu, to jeden z moich ulubionych momentów. Jest jak dekorowanie czegoś ostatnimi detalami, jak strojenie meblową biżuterią, samą w sobie już ciekawą, podbijającą wyjątkowe piękno obiektu, który przyszło jej zdobić.

Żeby nie było „za ładnie”, blaszany szyld postanowiłem przymocować starymi tapicerskimi ćwiekami odzyskanymi kiedyś podczas demontażu jednego z moich mebli.
Żeby nie było „za ładnie, blaszany szyld postanowiłem przymocować starymi tapicerskimi ćwiekami odzyskanymi kiedyś podczas demontażu jednego z moich mebli.

Gotowe!

Swoją internetową zdobycz ustawiłem w przestrzeni pod schodami pełniącej w domu funkcję mini spiżarni za sprawą stojącej w niej drewnianej szafy z niezliczoną ilością półek uginających się pod ciężarem rozmaitych przetworów, bakalii i wszelkiego rodzaju składników wykorzystywanych w kuchni. Nie zobaczycie jej na żadnym ze zdjęć, więc króciutko napiszę, że to nieco przerobiona drewniana dwudrzwiowa szafa ubraniowa ze znanej szwedzkiej sieciówki sprzed ponad dwudziestu lat (czyli z czasów, kiedy meble z litego klejonego drewna nie stanowiły czegoś w rodzaju oferty premium, a tworzyły powszechnie dostępne serie zwyczajnych produktów). Pomalowałem ją na biało, proste uchwyty wymieniłem na stylizowane, na których zawiązałem lniane chwosty. Nóżki zastąpiłem eklektycznie toczonymi, we wnętrzu umieściłem półki, a z kilku desek i listew zmontowałem u szczytu udający stary wieniec. Nietrudno się pewnie domyśleć, że mająca towarzyszyć jej od teraz idealnie niedoskonała bohaterka tego wpisu została… spiżarką, w której ciemnym dębowym wnętrzu na staruteńkich drewnianych półkach w szczelnie zamkniętych słojach zmieściły się niemal wszystkie domowe zapasy orzechów, wędzonych owoców i suszonych grzybów…

P.

Stara drewniana bieliźniarka pełniąca funckję spiżarki pod schodami. Widok ogólny
Stara drewniana bieliźniarka pełniąca funckję spiżarki pod schodami. Detal drzwi z lawendowym wiankiem
Stara drewniana bieliźniarka pełniąca funckję spiżarki pod schodami. Detal drzwi z lawendowym wiankiem, ozdobnym szyldem i kluczykiem, lnianym chwostem i lnianymi tkaninami.

Dziękuję za przeczytanie mojego materiału.

Jeśli ten wpis spodobał Ci się wyjątkowo, zainspirował Cię lub pomógł rozwiązać Twój meblowy problem, możesz postawić mi kawę. Wesprzesz w ten sposób moją wieloletnią pracę - będzie mi niezmiernie miło!

Postaw mi kawę na buycoffee.to
IMG_5402.png
Zacznij pisać, aby zobaczyć produkty, których szukasz.