Blog

Szafka ze starego okna

Wiedzieliście o tym, że gdy na kilkanaście sekund zanurzycie we wrzątku końcówki świeżo zebranych polnych kwiatów, znacznie przedłużycie ich trwałość? Polne kwiaty ozdabiają wnętrza mojego domu niemal cały rok. Wiosną i latem świeże, kolorowe i pachnące stoją w wazonach wszędzie tam, gdzie tylko znajdzie się miejsce. Jesienią i zimą zebrane na łące i w lesie ususzone gałązki, makówki, czy trawy stają się najpiękniejszym unikatowym materiałem do produkcji świątecznych ozdób.

Być może zastanawiacie się, czy mój blog zmienił profil, w końcu daję Wam ku temu powód nie pierwszy raz – bądźcie spokojni, zapewniam Was, że nie. Przed Wami trzeci, ostatni już wpis zrealizowany w ramach #wyzwanieAltax razem z marką Altax. Jego bohaterką będzie szafka na materiały i narzędzia z nietypowym, bo zrobionym ze starego okna frontem.

Zapraszam na post!

Nożyczki, sekatory, sznurki, szpulki z dratwą i wstążkami, druty, druciki, stare szkła – krótko mówiąc wszystko to, co przydaje się podczas pracy z ciętymi (nie tylko na łące) kwiatami, nigdy nie miało u mnie swojego miejsca i było rozproszone po całej pracowni wśród masy narzędzi i materiałów przeznaczonych do zupełnie innych zadań.

Do realizacji pomysłu zbierałem się kilka lat. Świadczy o tym fakt, że stare okno, które w moim projekcie stanowić będzie główny element, kupiłem już w 2013 roku. Zapłaciłem za nie siedemdziesiąt złotych, a tuż po zakupie niemal całe oczyściłem wstępnie z warstw olejnej farby. Wiecie, jak to jest: kiedy mam zrobić coś sam dla siebie, myślę, że mogę zabrać się za to w każdej chwili – w końcu pracownię, materiały i narzędzia mam na wyciągnięcie ręki. Wychodzi jak zwykle. Szewc bez butów chodzi.

Do wykonania szafki potrzebowałem:

materiałów

  • dwóch desek o wymiarach 12 x 3 x 75 cm – na krótsze boki skrzyni
  • dwóch desek o wymiarach 12 x 3 x 100 cm – na dłuższe boki skrzyni
  • pięciu desek o wymiarach 15 x 2 x 100 cm – na „plecki”
  • jednej deski o wymiarach 12 x 1 x 77 cm – na półkę
  • wkrętów do połączenia ramy okiennej ze skrzynią
  • metalowej siatki heksagonalnej i gwoździków do jej przybicia
  • gwoździ do przybicia „plecków”
  • kleju do drewna

produktów do drewna Altax

narzędzi

  • opalarki
  • dłutek i szpachelek do zdejmowania rozgrzanej farby
  • przymiaru kątowego
  • piły grzbietnicy
  • piły włosowej
  • dłut do drewna i pobijaka
  • ścisku taśmowego i ścisków śrubowych
  • młotka
  • pędzli do rozprowadzenia środka owadobójczego, impregnatu gruntującego, farb i lakieru
  • wiertarko-wkrętarki
  • wiertła do drewna o średnicy 5 mm,
  • wiertła płaskiego o szerokości 25 mm
  • końcówki do wkrętów
  • słoika na wodę
  • pojemnika na produkt owadobójczy

Surowe deski potrzebne do zrobienia szafki wymagały zaimpregnowania. Zanim zacząłem zamieniać je w elementy mebla, rozłożyłem wszystkie obok siebie, by za moment zabezpieczyć je impregnatem gruntującym.

Na powierzchni drewna rozprowadziłem impregnat gruntujący. Zrobiłem to dokładnie w taki sam sposób, jak w czasie przygotowywania donicy i stołu dla ogrodnika – bohaterów dwóch poprzednich wpisów. Taka impregnacja to naprawdę prosty i skuteczny sposób na ochronę drewna przed biokorozją, grzybami pleśniowymi, a nawet sinizną i owadami żerującymi w drewnie. Zaletą produktu jest fakt, że nie tworzy on absolutnie żadnej powłoki, a pokryte nim drewno wykończyć można później w dowolny sposób tj. farbami, olejem, lakierem itd.

Produkt rozprowadziłem szerokim gęstym pędzlem na powierzchni desek i zostawiłem do wyschnięcia na dwadzieścia cztery godziny.

Oto gwiazda wpisu! Okno kupiłem osiem lub dziewięć lat temu. Przyjechało do mnie aż z Zielonej Góry. Zapłaciłem za nie całe siedemdziesiąt złotych. Tuż po zakupie zacząłem je czyścić, jednak nie dokończyłem tego zadania. Rama przez lata stanowiła element pojawiający się bardzo często w tle na serwowanych Wam tu na blogu, Facebooku i Instagramie zdjęć.

Farbę zdjąłem z drewna za pomocą opalarki i najróżniejszych szpachelek oraz dłutek, które swoim kształtem były w stanie dotrzeć do okiennych zakamarków.

Bardzo zależało mi na tym, by na powierzchniach pozostały resztki starych powłok. Uzyskałem w ten sposób całkiem niezły wizualny efekt podkreślający wiekowość przedmiotu.

Choć okno nie miało absolutnie żadnych śladów świadczących o tym, że w przeszłości zajmowały się nim drewnojady, postanowiłem zabezpieczyć je przed możliwymi atakami szkodników. Użyłem w tym celu produktu owadobójczego do drewna.

By móc łatwiej nabierać i rozprowadzać produkt, przelałem jego niewielką ilość do miski. Jeżeli tak jak ja, chcielibyście zabezpieczyć drewno przed atakami nieproszonych gości, butelka preparatu o pojemności 450 ml wystarczy Wam na pokrycie 2.5 metra kwadratowego drewna. Jeśli będziecie mieli za zadanie zwalczenie żerujących w drewnie insektów, konieczne będzie nałożenie nieco większej ilości środka. Butelka preparatu wystarczy Wam na 1.7 metra kwadratowego powierzchni.

Produkt chroniący drewno przed szkodnikami nakładałem pędzlem. W momencie aplikacji okno stało się odrobinę ciemniejsze (tak jak po nasączeniu wodą) jednak po wyschnięciu wróciło do swojego pierwotnego, surowego wyglądu.

Pokryte preparatem drewno, owinąłem folią i pozostawiłem na dwa dni, umożliwiając mu w ten sposób skuteczniejszą penetrację elementów okna – wnikanie wgłąb całkiem masywnych przekrojów ram. Po zdjęciu folii pozwoliłem wszystkim częściom schnąć jeszcze przez kolejną dobę.

Zabieram się za zrobienie skrzyni. Pomyślałem, że deski, z których będzie składała się jej rama, połączę na proste wczepy. Nigdy wcześniej nie wykonywałem takich połączeń i trochę obawiałem się tego, co zrobię, gdy najzwyczajniej w świecie nic mi z tego nie wyjdzie. Podjąłem kilka roboczych prób na drewnianych ścinkach i przystąpiłem do dzieła. Szerokość deski podzieliłem tak, by uzyskać nieparzystą ilość wczepów. Za pomocą przymiaru kątowego przeniosłem narysowane linie na boki i drugą stronę deski – tak, by miejsca, w których konieczne będzie wykonanie nacięć widoczne były z każdej strony.

Deski, w których musiałem wykonać nacięcia, przykręcałem pionowo do kozła. Ponieważ – jak wspomniałem – wczepy robiłem po raz pierwszy w życiu, z dwóch kawałków drewna i niedużych ścisków zrobiłem sobie „ogranicznik”, dzięki któremu nie naciąłem drewna zbyt głęboko, a jedynie do wyznaczonej linii.

Poziome cięcia wykonałem piłą włosową. Na zdjęciu widzicie kolejny sposób, który umożliwił mi w miarę równe prowadzenie brzeszczotu – po obu stronach deski umieściłem metalowe prowadnice, czyli… stare cykliny.

Choć starałem się ciąć drewno równo, byłem świadomy, tego, że nie wszystko wychodzi mi idealnie. Po wykonaniu wczepów na dłuższych deskach odrysowałem je na krótszych i kolejne cięcia wykonywałem już „od szablonu”. Oznaczałem przy tym numerami końce desek: ten, którego kształt stanowi szablon i ten, który według tego szablonu został wycięty –rozwiązanie takie pomogło mi opracować każdy z narożników indywidualnie i dopasować do siebie deski jak najlepiej.

Pierwsze próby połączenia desek…

Wygląda na to, że udało mi się!

Nie jest doskonale, ale myślę, że jak na pierwszy raz, wyszło całkiem znośnie.

Spójrzcie, jak wygląda połączenie dolnej deski. Jest nieco bardziej hm… kombinowane. Chciałem w jak najmniejszym stopniu ingerować w okno. Dolna listwa tworząca jego ramę była nieco grubsza niż pozostałe trzy. Deski boczne skrzyni podciąłem więc tak, by dopasować je do kształtu, który podyktowało samo okno, a deskę dolną połączyłem z około centymetrowym przesunięciem. Konsekwencją takiego rozwiązania będzie konieczność odpowiedniego przygotowania desek na tył skrzyni. Mogłem też zwęzić deski na całej długości, jednak nie mam narzędzi, które pozwoliłby mi przeprowadzić taką operację precyzyjnie. Przypuszczam, że nie byłoby żadnego problemu, by zamówić tę jedną deskę odrobinę węższą, ale… na etapie składania zamówienia nie zauważyłem tego szczegółu.

Na tym zdjęciu widzicie też, że skrzynia szafki nie będzie licowała się z zewnętrznymi krawędziami ramy okiennej. Był to celowy zabieg poprzedzony wieloma przymiarkami i godzinami spędzonymi na rozstrzyganiu „co by było, gdyby”. Bardzo chciałem, by moje stare okno zaistniało na pierwszym planie i aby jego proporcje w miarę możliwości nie zostały zakłócone. Dołożenie skrzyni na równo z zewnętrznymi krawędziami, stworzyłoby dość masywne pudło, rozpychając całość. Zwróćcie uwagę, że wiele detali w starych drewnianych oknach wynika z ułożenia tworzących je listew względem siebie – światło i cień załamujące się w nagromadzeniach krawędzi budują niekiedy naprawdę bogate formy.

Po sprawdzeniu i dopasowaniu wszystkich połączeń oraz zmierzeniu przekątnych skleiłem boki skrzyni. Wykorzystałem w tym celu klej stolarski, który nanosiłem pędzlem.

Skrzynię chwyciłem ściskiem taśmowym na czas wiązania kleju. Na zdjęciu widać, że klejona właśnie rama leży na ramie okna. W trakcie pracy przy tworzeniu połączeń była ona dla mnie szablonem. Cały czas na bieżąco przymierzałem do niej wszystko, co właśnie udało mi się zrobić, by widzieć, co pasuje, a co należy poprawić, przesunąć lub jeszcze odrobinę przyciąć. Starałem się nie robić niczego na oko, by najzwyczajniej nie być rozczarowanym, gdyby okazało się, że tu i ówdzie brakuje kilku milimetrów…

Pora na przygotowanie desek na „plecki”. Trzy zdjęcia wyżej opisywałem Wam, że dolna deska skrzyni wystaje nieco ponad pozostałe, co jest konsekwencją „ominięcia” kształtu ramy okiennej. By deski tworzące tył szafki mogły wskoczyć na swoje miejsce, u dołu każdej z nich wyrysowałem konieczny do usunięcia prostopadłościenny fragment długi na dwanaście centymetrów (tj. cała szerokość deski stanowiącej dolną ściankę skrzyni), szeroki na trzy centymetry (tj. grubość deski, która wystaje) i wysoki na 8 milimetrów (tj. wartość, o którą dolna deska skrzyni wystaje ponad pozostałe).

Deski nacinałem na odpowiednią głębokość zgodnie z narysowaną linią…

…i za pomocą dłuta usuwałem fragmenty drewna.

Et voilà!

Podobny zabieg wykonałem też na bocznych, dłuższych deskach tworzących skrzynię, równo w połowie ich wysokości. Do zrobienia dwóch oddalonych od siebie o dziesięć milimetrów nacięć wykorzystałem grzbietnicę, a drewno (też na głębokość dziesięciu milimetrów) usunąłem dłutem. Zastanawiacie się, po co to zrobiłem?

Przygotowane miejsca umożliwiły mi wsunięcie grubej na 10 milimetrów deski, która stanie się półką w mojej szafce.

Zdradzę Wam, że planowałem nieco inny sposób połączenia ramy okna ze skrzynią, niż ten, który za moment pokażę. Wymyśliłem sobie, że świetnym rozwiązaniem będą kołki i klej, jednak rama okazała się nieco wygięta. Obawiałem się tego, że mimo naciągnięcia i sklejenia mebla zgodnie z pierwotnym zamiarem, po niedługim czasie połączenie puści i pojawi się problem. Szybko wpadłem na nieco inny pomysł, choć nie miałem całkowitej pewności, czy wszystko mi się uda.

Na obwodzie ramy skrzyni zaznaczyłem punkty – w tych miejscach znajdą się… ciesielskie wkręty.

Każde z miejsc przewierciłem długim wiertłem do drewna, tak, by otwór sięgnął aż do ramy okna znajdującej się pod spodem.

Za pomocą płaskiego wiertła poszerzyłem otwory po to, by móc ukryć w nich szerokie łby wkrętów. Przyznaję, że etap ten był trochę jak jazda bez trzymanki, bo użyte przeze mnie wiertło było niewiele węższe od desek, w których wierciłem. Ponadto trzymałem wiertarkę w dłoni – nie mam takiej na stojaku. Na całe szczęście obyło się bez dramatu.

W uprzątnięciu powstałych podczas wiercenia trocin pomógł mi odkurzacz.

Jeszcze tylko wkręty…

…i gotowe!

Mogłem teraz ułożyć przygotowane wcześniej deski przeznaczone na tył szafki.

Przybiłem je postarzanymi stalowymi kutymi gwoździkami o długości czterdziestu milimetrów. Miejsca, w których wbite zostały gwoździe, przewierciłem uprzednio drobniutkim wiertłem, by ograniczyć ryzyko popękania desek.

To – zdecydowanie! – nie jest najpiękniejszy, ale niezbędny element szafki. Stalowe zawieszki umożliwią mi ulokowanie mebla na ścianie. Przymocowałem je od tyłu długimi na dziesięć centymetrów wkrętami (po cztery wkręty na zawieszkę). Do wyboru miałem jeszcze wariant tego okucia, który nie byłby widoczny, ale wydał mi się on zbyt drobny i delikatny.

Pierwsze zdjęcie skrzyni tuż po połączeniu z ramą okna. Wygląda całkiem nieźle, prawda?

Stare okno pokryte było białą farbą. Wspomniałem wcześniej, że usuwając ją, celowo pozostawiałem białe resztki tu i ówdzie. Ponadto rama nie była szlifowana i na jej powierzchniach została jakby biała mgiełka ochładzająca wizualnie naturalnie żółte drewno. Wnętrze mojej szafki również było żółte (dość intensywnie) a oprócz tego na pierwszy plan wybijał się rysunek drewna, konkurując nieco z tym, co było dla mnie najważniejsze, czyli starą ramą okna. By wizualnie ustawić wszystkie elementy, jak należy, postanowiłem użyć farb renowacyjncyh Viva Garden, które przed rozpoczęciem malowania dokładnie wymieszałem.

We wpisach na blogu pokazywałem Wam wielokrotnie zastosowanie farb Viva Garden zgodnie z sugestiami producenta. Spójrzcie na przykład na materiał o drewnianej donicy lub o drzwiach, które odnowiłem do swojej pracowni. Możecie obejrzeć też film z trasy promującej właśnie te farby – cóż tam się działo! Farb tych używam jednak bardzo często do zadań specjalnych, wykorzystując możliwości ich mieszania i wodorozpuszczalność. Nie inaczej było tym razem. Jak pokryć drewno farbą, by nie zamalować go całkowicie, a jedynie ochłodzić jego naturalnie żółte odcienie i wyciszyć nieco rysunek nie stwarzając przy tym efektu przesadnej nowości kłócącego się ze starą okienną ramą? Nie będzie to nic trudnego. Płaski pędzel średniej szerokości, którym zamierzałem malować wnętrze skrzyni moczyłem w wodzie przed nabraniem farby…

Malowałem na zmianę: raz odrobiną szarości i raz odrobiną bieli, mieszając te dwa kolory już na drewnie. Woda, którą nabierałem na pędzel, umożliwiała mi łączenie kolorów i nakładanie farby naprawdę bardzo cieniutkimi warstwami, które ostudziły i wyciszyły żółto złote drewno, ale nie zakryły go całkowicie.

Trochę szarości, trochę bieli… Próbując różnych sposobów na wystylizowanie drewna, wielokrotnie miałem wrażenie, że zrobiłem wszystko, co tylko było możliwe, ze starannością i precyzją godną podziwu, a jednak meble, nad którymi się pochylałem, wyglądały jak nowe, czyli zupełnie nie tak, jak chciałem. Dopiero po czasie wpadłem na to, że bardzo wiele znaczącym szczegółem jest czystość koloru – może brzmi to dziwnie, ale tak. Jeśli przyglądaliście się kiedykolwiek prawdziwie starym malowanym meblom, być może zauważyliście, że biel nie jest na nich śnieżnobiała, błękity i zielenie bywają na przykład pożółkłe, a czernie i inne ciemne barwy eksponują poprzez wytarcia i wyświecenia te miejsca, w których mebel był najczęściej dotykany. Połączenie kolorów: biała Stokrotka Polna i ciepły szary Rozgrzany Kamień spowodowało efekt pobielenia drewna, ale nie efekt czystości i świeżości. O to mi chodziło. Inny trik na postarzenie koloru opisałem Wam też kilka lat temu we wpisie Lato, w którym wykorzystałem farbę Viva Home i lakierobejcę w kolorze dąb.

Ponieważ wykorzystałem farby Viva Garden w sposób dość swobodny i autorski celowo wykorzystując ich kolory i preparując cieniutką, niemal przezroczystą powłokę, postanowiłem pomalowane drewno pokryć dodatkowo bezbarwnym półmatowym szybkoschnącym lakierem.

Lakierem zabezpieczyłem zarówno pomalowane przed kilkoma godzinami wnętrze szafki, jej zewnętrzne powierzchnie (niemalowane kolorami boki i tył) oraz ramę okna. Produkt nałożyłem dwukrotnie niedużym okrągłym pędzlem. Między pierwszą i drugą warstwą odczekałem godzinę, choć sam lakier suchy w dotyku był już po dwudziestu minutach.

Ostatnia prosta – montaż siatki. W miejscach, w których dawniej wstawione były szyby, przybiłem fragmenty starej, spatynowanej już nieco i nie do końca równej metalowej heksagonalnej siatki. Znalazłem ją w altanie. Wcześniej przez trzy lub cztery lata ochraniała nowo zakładane rabaty w przydomowym ogrodzie. Taką siatkę znajdziecie w sklepach budowlanych. Nowa – jeśli kupicie ocynkowaną – będzie lśniła, co nie do końca mi odpowiada, bo odbiera starym lub staro wyglądającym obiektom pożądanego przy ich tworzeniu vintage looku. Przekonałem się o tym, budując jakiś czas temu klosz do uprawy ziół, który dopiero po roku użytkowania w ogrodzie powolutku dostaje patyny na błyszczących do niedawna drucikach tworzących siatkę.

Spójrzcie, co wykorzystałem do montażu siatki. To staruteńkie kute gwoździki tapicerskie, które przez lata – podczas demontażu rozmaitych mebli – odkładałem w jedno miejsce (oczywiście tylko te, które świetnie się zachowały!).

Gotowe!

Wiecie, jaka była moja pierwsza myśl, gdy ustawiłem do zdjęcia gotową już szafkę? „Przecież tutaj prawie nic się nie zmieniło…” – miałem wrażenie, że mimo całkiem sporej ilości pracy włożonej w zbudowanie mebla, ciągle widzę okno stanowiące teraz jej element. Z ciekawości porównałem sobie zdjęcie szafki i samego okna zrobione, zanim jeszcze usunąłem z jego części białą farbę. Piszę to, bo bardzo cieszę się z osiągniętego efektu i z faktu, że mimo iż przerobiłem okno na front szafki, chyba nie zagłuszyłem go zbyt mocno, pozwalając, by wysunęło się na pierwszy plan i grało pierwsze skrzypce.

Tak, jak wspomniałem na początku tego wpisu, moja szafka będzie miejscem, w którym znajdą się wszystkie materiały i narzędzia przydatne podczas przygotowywania stale obecnych w domu ciętych kwiatów. Trochę kusi mnie, by spróbować zastąpić metalową siatkę – choćby na próbę – płycinami z jakąś postarzaną malaturą oraz by przymierzyć mebel w kuchni (w wersji z siatką) i ustawić w nim porcelanę… Co Wy na to?

P.

#wyzwanieAltax podjęli oprócz mnie także: Dziecinnie proste, Piraninja, Co dziś Robimy i Argo Woodcraft. Jeżeli jesteście głodni innych ogrodowych i okołoogrodowych inspiracji i pomysłów, zajrzyjcie do nich koniecznie!

Dziękuję za przeczytanie mojego materiału.

Jeśli ten wpis spodobał Ci się wyjątkowo, zainspirował Cię lub pomógł rozwiązać Twój meblowy problem, możesz postawić mi kawę. Wesprzesz w ten sposób moją wieloletnią pracę - będzie mi niezmiernie miło!

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Używamy plików cookie, aby usprawniać korzystanie z naszej strony. Przeglądając tę stronę, zgadzasz się na naszą politykę wykorzystywania plików cookie.