Blog

Zrobiłem regał na książki

Po mieszczącej się w dłoni drewnianej czarce na sól i niewielkiej szkatułce na przybory do golenia przyszedł czas na nieco większy gabaryt. To będzie jeden z tych postów, które dokumentują nie proces renowacji, a próbę zrobienia od podstaw obiektu spełniającego konkretną funkcję i mającego swoim wyglądem przypominać coś naprawdę wiekowego. Wszystko to z wykorzystaniem materiałów, z których kiedyś już korzystano oraz resztek i odpadów pozostałych po moich poprzednich pracach.

Nie bierzcie tego posta za poradnik stolarski, bo stolarstwo tu żadne, co podkreślam zawsze, gdy podejmuję samodzielną próbę stworzenia mebla od zera. Niemal wszystko, co mogłem zrobić z moimi materiałami, narzuciły mi one same: swoim kształtem, rozmiarem, a przede wszystkim ilością – tej raczej nie dało się powiększyć w razie złego zaplanowania prac. Spójrzcie na ten wpis bardziej jak na dowód na to, że przy odrobinie chęci i czasu można wyczarować coś z niczego.

Być może trudno będzie Wam w to uwierzyć, ale do tej pory nie miałem w domu prawdziwego regału na książki. Zapraszam na post!

Drugie życie desek

Przyznam, że myśląc o zbudowaniu regału, planowałem zakup klejonki sosnowej dostępnej w sklepach budowlanych. Rozrysowałem mebel mniej więcej tak, jak go sobie wyobrażałem i pojechałem do sklepu, by zobaczyć co i w jakich cenach jest dostępne. Zliczając koszty kolejnych elementów postanowiłem odpuścić i na jakiś czas odłożyłem swój pomysł na bok. — Droga impreza – pomyślałem. Byłem przekonany o tym, że po zbudowaniu stołu do kuchni, drewnianych donic do ogrodu, sporego blatu do pracy w warsztacie, zrobieniu półek do stojącej w nim szafy, wozu, dziadka do orzechów i kilku innych rzeczy moje zapasy starych desek nie będą wystarczające, by stworzyć z nich kolejny, wcale niemały mebel. Tkwiłem w błędzie! Przypomniałem sobie, że na warsztatowym stryszku złożyłem latem kilka całkiem solidnych mierzących ponad cztery metry długości dech, które wykorzystane zostały podczas budowy szalunku do wylania wieńca warsztatu! Natychmiast wskoczyłem na drabinę, odsunąłem poukładane na górze pudła i bibeloty, by po chwili oglądać, przymierzać i dopasowywać materiał, z którego w ciągu kolejnych dni powstanie regał.

Ponieważ deski po jednej ze stron miały sporo betonu, przed przystąpieniem do pracy usunąłem go ręcznym skrobakiem i przeszlifowałem powierzchnię papierem gradacji 40. Potem mogłem już zająć się planowaniem kształtu i wielkości formy.

Oczyszczone wstępnie deski bardzo dokładnie obejrzałem i zmierzyłem. Układałem je w różnych kombinacjach, by wybrać jak najlepiej pasujące do siebie fragmenty i rozciąć je w taki sposób, by nie wygenerować zbyt dużej ilości odpadów. Musiałem pamiętać o tym, że jeśli źle podzielę materiał, którego nie dokupię w razie potrzeby, cały projekt będzie do wyrzucenia. Długie i równe deski podzieliłem na osiem odcinków po 180 centymetrów każdy. Dwa z nich stanowić będą lewą ścianę boczną, z dwóch kolejnych powstanie prawa ścianka, a pozostałe cztery stworzą tył. Deski, na których zauważyłem nierówności i znaczne ubytki zostawiłem do późniejszego rozcięcia na mniejsze kawałki mające stanowić półki.

Tak wyglądały deski tuż po zdjęciu ich ze stryszku. Robię pierwsze przymiarki.

Fragmenty desek przycięte na odpowiednią długość. Na tym zdjęciu widzicie dwie pary, które staną się ściankami regału.

Przygotowałem też tył mebla. Jaśniejsze deski to te, na których powierzchni był beton (tu jedynie po wstępnym oszlifowaniu). Po kilku późniejszych próbach udało mi się ułożyć je tak, by od frontu widoczna była tylko strona bez żadnych śladów z przeszłości.

Konstrukcja bardzo prosta!

Budowa tego regału to naprawdę nic skomplikowanego. Zacząłem od przygotowania ścianek bocznych. Jak już wspomniałem, każdą z nich stanowią dwie deski. Złączyłem je ze sobą u góry i u dołu szeroką na dziesięć i grubą na trzy centymetry listwą (przytwierdzoną na wkręty ciesielskie). Na zdjęciach widzicie ją jako białą – to pozostałość po montażu listew czołowych podczas wykańczania konstrukcji dachu domu, w którym mieszkam. Dwie ścianki połączyłem następnie poprzecznymi listwami (tymi samymi – białymi), które od tyłu, na górze i na dole, były nieco wpuszczone w głębokość przyszłego regału tak, by przykręcone do nich później deski stanowiące plecki nie wystawały, tylko aby ich grubość „chowała się” w bryle. Przednie łączyny były zaś jakby dołożone tak, że wystawały swoją grubością poza jej regularny prostopadłościenny kształt. Dolna z tych listew będzie bazą pod późniejszy cokół, a górna czymś w rodzaju listwy czołowej, wieńca dekorowanego w kolejnych etapach różnego rodzaju drobniejszymi listewkami. Między poprzecznymi listwami, dokładnie w połowie ich długości, wstawiłem dla wzmocnienia konstrukcji jeszcze jedną łączynę o takim samym jak wszystkie inne przekroju dzielącą prostokątną podstawę prostopadłościanu na dwa kwadraty. Identyczne wzmocnienie zastosowałem też u góry.

Deski przygotowane do połączenia.

Przed przytwierdzeniem na stałe listew u góry i u dołu każdej ze ścianek, nawierciłem je, chcąc zapobiec pękaniu drewna. Niewielkie otwory przechodzące przez cały przekrój powiększyłem delikatnie od góry tak, by schowały się w nich łby wkrętów.

Po lewej stronie przykręcona listwa, a po prawej jej odcinek czekający na montaż.

Tylną łączynę wpuściłem nieco w głębokość regału, tak by grubość plecków nie wystawała poza linię mebla. Przednią listwę przykręciłem od przodu. W połowie szerokości dołożyłem listwę stanowiącą wzmocnienie konstrukcji.

Baza regału gotowa!

Nogi

Mając zbudowaną bazę, czyli dwie boczne ścianki połączone poprzecznymi listwami oraz przygotowane „plecki”, zabrałem się za postawienie całości na nogach. Zaplanowałem sobie, że przednie nóżki będą ozdobne – toczone z drewna, a tylne wykonam z kwadratowej kantówki o boku długości 6 centymetrów. Kształt tych nóżek zobaczycie na zdjęciu. Po przykręceniu elementów do tylnej łączyny zablokowałem je dodatkowo odcinkiem listwy biegnącej od przodu do tyłu regału. Było to wzmocnienie, ale też i miejsce, w które w kolejnym etapie mogłem wkręcić przednie nogi. Zanim to zrobiłem, wyrysowałem sobie dwa punkty niezbędne do symetrycznego wywiercenia otworów. W każdy z otworów wkręciłem metalowe wpustki, a w nie tak zwane dwugwinty. Potem wystarczyło już tylko nakręcić nowe, zamówione w sklepie toczone nóżki (wcześniej nawiercone) na wpuszczone przed momentem okucia.

Fragmenty kantówki już jako tylne nóżki przygotowane do montażu.

Przykręcam! W miejscach, w których planowałem umieścić wkręty, wywierciłem wcześniej otwory, by zapobiec pęknięciu drewna.

Biegnąca po krótszym boku listwa to dodatkowa blokada tylnych i jednocześnie miejsce na montaż przednich nóżek.

Zaznaczam punkt…

…wkręcam metalową wpustkę…

…następnie wkręcam dwugwint…

… i nakręcam nogę! Proste, prawda?

Nogi gotowe!

Od ogółu do szczególu

Być może zauważycie, że górna listwa z przodu regału najpierw była taka sama jak u dołu, a później zamieniona została na nieco masywniejszą. Dzięki ciągłym poszukiwaniom odpowiednich proporcji byłem w stanie zwrócić uwagę na to, że gdyby dolna i górna listwa z przodu były jednakowe, góra mebla byłaby zbyt drobna w kontekście całości. Na całe szczęście usiłując określić gabaryt całego regału oraz próbując dopasować odpowiednie wymiary jego elementów składowych, mogłem na żywo i do woli oglądać, dotykać oraz mierzyć podobne konstrukcją i detalem obiekty, które mam w domu: szafy na ubrania, bieliźniarki i szafki nocne. To dzięki wnikliwym obserwacjom tych właśnie staroci znacznie łatwiej było mi podjąć odpowiednie decyzje.

Na zdjęciu będącym zestawieniem wersji regału z mniejszą i większą górną listwą, widać także „podłogę” i „sufit” we wnętrzu korpusu. To nic innego, jak odpowiedniej długości deski ułożone, a później przybite na górze i na dole za pomocą zupełnie nierzucających się w oczy gwoździków.

Nadszedł moment, na który czekałem. Od teraz każdy nowo dodany element będzie rozbudowywał mebel jako detal i powie co nieco o jego tworzącym się właśnie charakterze. W ruch poszła cała masa listew, listewek i listeweczek o przeróżnych przekrojach – zupełnie prostych i tych bardziej ozdobnych. Każdą z listew przed montażem na stałe przymierzałem i przytrzymując ściskami stolarskimi, oceniałem z daleka proporcje, skalę, odpowiednie nagromadzenie dekoracji w opracowywanym miejscu itd. Dopiero gdy byłem pewien umiejscowienia danego elementu, przyklejałem go i dodatkowo przybijałem cienkimi jak igły gwoździkami. Dokładane kolejno listwy zakryły widoczne konstrukcyjne połączenia na wkręty. Te podczas budowy korpusu celowo wkręcałem w miejsca mające dać się później zamaskować.

Na samym początku uzupełniania regału detalami, przykleiłem dwie pionowe sosnowe listwy –nazwijmy je frontowymi – o przekroju 25 x 50 mm pochodzące ze starego blejtramu. Kusiło mnie, by kupić specjalnie w to miejsce listwy eklektyczne, ryflowane dla dodatkowego wzbogacenia całości, ale powstrzymałem się – może kiedyś wymienię ten element. W końcu chodziło mi o wykorzystanie jak największej ilości części odzyskanych, resztek, odpadów. Następnie u góry – na ich styku z poprzeczną łączyną – po prawej i lewej stronie osadziłem dwa drewniane pilastry, nad którymi poprowadziłem niewielką kwadratową kantówkę uzupełnioną następnie nieco bardziej ozdobną listwą. Taką samą dekorację (już bez podkładu z kantówki) zastosowałem u dołu – również na styku czołowych listew pionowych i poziomej. Niżej przykleiłem kantówkę o przekroju prostokątnym, by zaraz potem dokładnie taki sam element zamontować u szczytu mebla, przy czym u dołu kantówkę wzbogaciłem ćwierćwałkiem, a u góry przepięknym gzymsem. Skomplikowane? Tak, wiem. Po prostu rzućcie okiem na zdjęcia.

Po lewej stronie regał z górną listwą o mniejszym, a po prawej o nieco większym przekroju. Różnica jest niewielka, ale – jak to mówią – diabeł tkwi w szczegółach.

Pionowe listwy frontowe przymocowałem na klej stolarski.

Listwy pochodzą ze zdemontowanego gigantycznego obrazu, który namalowałem dawno temu do wnętrza poprzedniego domu. W czasie budowy nowego obraz przechowywany był w wynajętym garażu, gdzie mimo zabezpieczeń zjadły go myszy…

Drewniane pilastry i biegnąca nad nimi kantówka o przekroju kwadratowym.

Wspomniana wyżej kantówka biegnąca nad pilastrami oklejona została ozdobną listwą. U szczytu regału kolejna listwa, na której zamocowany zostanie gzyms.

U dołu mebla robi się nie mniej ciekawie. Zwróćcie uwagę na to, że miejsca łączeń na wkręty są na tym zdjęciu widoczne (na samym dole)…

…a tutaj nie ma już po nich śladu! Zgodnie z planem zakryła je drewniana dekoracja.

Gzyms ze starej ramy

Podczas sprawdzania tego ile ozdobnych listewek w danym wzorze pozostało mi po różnego rodzaju poprzednich realizacjach, wpadłem na pomysł, by do zrobienia gzymsu regału wykorzystać nieco bardziej unikatowy i bogaty w przekroju element, w porównaniu do tych, które właśnie sortowałem. Ramę widoczną na zdjęciach poniżej, kupiłem za mniej niż dziesięć złotych w lokalnym składziku staroci. Było to dawno temu, nie wiem, czy blog wtedy istniał. Kształt ramy był taki, że nie miałem niczego, co mógłbym w nią natychmiast wsadzić i obiecywałem sobie wiecznie, że kiedyś ją przerobię na zwykły prostokąt, a następnie wykorzystam do oprawienia jakiegoś szkicu bądź zdjęcia. Z rozklekotanej do granic możliwości konstrukcji wyjąłem blaszki przytrzymujące niegdyś szybę, wydruk i tekturę. Odczepiłem także uchwyt do zawieszania i wyjąłem gwoździki spajające poszczególne odcinki oklejanej złotym i srebrnym szlagmetalem listwy. Ilość materiału okazała się idealna – poszczególne kawałki wystarczyło tylko przyciąć pod odpowiednim kątem i przykleić jako gzyms. Łączenia kawałków zbyt krótkich, by objąć na przykład całą przednią krawędź, starałem się wykonać w miarę równo, tak by nie było widać linii cięcia. Nieduże szczelinki i nierówności wypełniłem i nadbudowałem masą szpachlową. Co ciekawe – przekrój poszczególnych odcinków delikatnie się różnił! Zanim do tego doszedłem, byłem pewien, że cały czas źle przycinam listewki. Jak widzicie, pozostawiłem wszystkie obicia, rysy i stare wykończenie listwy będącej jeszcze kilka chwil wcześniej ramą.

Ta całkiem sporych rozmiarów rama kupiona za kilka złotych przeleżała u mnie prawie dziesięć lat!

Przekrój listwy, z której wykonano oprawę, całkiem nieźle wpisał się w skalę i charakter mebla.

Wyciągnięte z ramy blaszki, gwoździki i uchwyt do zawieszania zachowałem – być może wykorzystam te okucia przy realizacji innego projektu.

Zauważcie, że pierwsza i trzecia listewka od lewej różni się nieco przekrojem od drugiej i czwartej – krawędzie listew widoczne u góry w obu parach są różne i na zdjęciu układają się w linie: węższa, szersza, węższa, szersza.

Gzyms już na swoim miejscu. Został przyklejony i przybity do zamontowanej wcześniej drewnianej listwy.

Króciutko o półkach

Wspomniałem już, że te deski, które nie nadawały się do wykorzystania jako długie elementy podczas konstruowania regału, przerobiłem na półki. Niekiedy jeden duży wygięty element niemożliwy z uwagi na krzywizny do użycia w całości wystarczy odpowiednio podzielić na mniejsze, by uzyskać ładne, idealne do wytworzenia czegoś innego odcinki pozbawione nierówności. Na jedną półkę mojego regału składają się dwie deski jednakowej długości, przy czym jedna z nich – ta dotykająca plecków – musiała zostać zwężona. Pamiętajcie, że choć głębokość regału po zewnętrznej stronie równa jest szerokości dwóch dokładnie takich samych desek, od wewnątrz wpuściłem w mebel deski stanowiące tył, zabierając tym samym nieco jego głębokości. Potrzebowałem czterech takich kompletów.

Półki wyszlifowałem na gładko papierem ściernym gradacji 180. Cienkie kawałki drewna stanowiące odpad po zwężeniu części desek zaadaptowałem na wsporniki. Przed ich przykręceniem, na wewnętrznej stronie ścianek, w miejscach, w których planowałem zawiesić półki, narysowałem linie. Podzielone na równe odcinki wsporniki (po uprzednim przewierceniu!) przykręciłem mosiężnymi wkrętami przypominającymi okucia, z których korzystano, wytwarzając meble lata temu.

Przycięte i oszlifowane na gładko deski za chwilę staną się półkami mojego regału.

Do zrobienia wsporników wykorzystałem odpady – kawałki drewna odcięte podczas zwężania desek przeznaczonych na półki.

Wsporniki z zaznaczonymi ołówkiem miejscami, w których zostaną przewiercone.

Na ścianach regału narysowałem linie…

…przygotowałem sobie mosiężne wkręty…

…i wspomagając się ściskami stolarskimi, mogłem zająć się montażem!

Farba, wosk i vintage look bez przecierania

Zanim zabrałem się za położenie koloru, wypełniłem masą szpachlową kilka drobnych ubytków i szczelin, które zauważyłem na niektórych powierzchniach. Po wyschnięciu masy miejsca takie jak styki listew ozdobnych i drobniejsze wypełnienia szlifowałem ręcznie z jej nadmiaru. Na tym etapie skorzystałem też ze szlifierki i przy użyciu drobnego papieru ściernego wygładziłem zewnętrzne i wewnętrzne płaszczyzny korpusu.

Czas na decydujący ruch. Po pokryciu zewnętrznych powierzchni mojego regału farbą okazać się miało w końcu, ile niedoskonałości kryło się na nich i ile umknęło mojej uwadze. Położenie jednolitej barwnej powłoki na taką kombinację różnych elementów zawsze wyeksponuje wszystkie krzywizny i szczeliny. Dla jasności – szpachlówką retuszowałem tylko te miejsca, które nosiły skazy wynikające z wcześniejszego użycia materiału lub te, w których opisana wyżej listwa pozyskana z ramy nie łączyła się ze sobą idealnie z uwagi na różnice w przekroju, gdzie konieczne było nadbudowanie momentów styku. Wszelkie nierówności wynikające zaś z naturalnej struktury poszczególnych elementów potraktowałem jako atut, nie starałem się ich ukryć.

Regał pomalowałem farbą kredową w bardzo ciemnym odcieniu zbliżonym do tego, który uzyskalibyśmy, mieszając czarny i niebieski atrament. Farbę nakładałem aż do uzyskania całkowitego pokrycia drewna (łącznie czterema warstwami). Surowe pozostawiłem jedynie wewnętrzne powierzchnie korpusu i półki. Na zdjęciach zobaczycie jakim pięknym matowym wykończeniem cechuje się sucha powłoka farby kredowej. Niestety – produkt ten, by był trwały, wymaga utwardzenia na przykład woskiem. Napisałem niestety, ale przy tej realizacji, nałożenie wosku gwarantowało mi (prócz samej trwałości wykończenia) uzyskanie pożądanego wybarwienia.

Efekt wizualnej starości – bo na takim właśnie mi zależało – spreparowałem poprzez nierównomierne wypolerowanie nałożonego uprzednio szczecinowym pędzlem wosku. W niektórych miejscach polerowałem bardzo energicznie i tak, że trzymana w dłoni bawełniana szmatka po chwili pracy niemal odbijała się od ciemnej powierzchni, w innych obszarach robiłem to z nieco mniejszą siłą. Niepotrzebne były tym razem różnego rodzaju zabiegi związane z przecieraniem. Przebijająca spod powłoki farby struktura drewna ze spękaniami i niedoskonałościami, w połączeniu z opisanym przed chwilą wytworzonym wybiórczym „wyświeceniem”  powierzchni spowodowała, że regał, mimo iż liczył sobie na tym etapie pracy zaledwie kilka dni, zaczął naprawdę nieźle udawać staruszka.

Przed pomalowaniem regału wyszlifowałem ręcznie wszystkie miejsca, w których użyłem masy szpachlowej celem wypełnienia drobnych ubytków i niedoskonałości.

Szlifowanie nadmiaru masy szpachlowej w trudno dostępnych i wymagających precyzji miejscach ułatwiły mi drewniane klocki w różnych kształtach odpowiadających formie czyszczonego elementu. Na taki klocek wystarczy nałożyć kawałek papieru ściernego i specjalistyczne narzędzie gotowe!

Pierwszą – niegwarantującą jeszcze pełnego krycia – warstwę farby położyłem jako grunt.

Malowałem krótkimi i energicznymi pociągnięciami pędzla prowadzonymi w różnych kierunkach.

Widzicie ten mat? Jest piękny! Złożona z czterech warstw powłoka farby kredowej czeka na utrwalenie woskiem.

Pierwsza z dwóch warstw wosku w trakcie nakładania. By wosk dostał się we wszystkie zakamarki i bogatą w strukturze powierzchnię regału, rozprowadzałem go grubym szczecinowym pędzlem.

Zobaczcie, w jak znacznym stopniu zmienił się kolor. Uzupełniam drugą warstwę wosku.

Po wyschnięciu wosku zebrałem z powierzchni regału jego nadmiar i rozpocząłem polerowanie.

Spójrzcie, jaki efekt dało zwykłe wypolerowanie ozdobnej listwy – odbija światło niemal jak czarna politura. Różnicując stopień wypolerowania poszczególnych powierzchni regału, uzyskałem całkiem niezły vintage look.

Gotowe!

W ostatnim czasie nagromadziłem naprawdę spore ilości książek. Część z nich to wyszukane na aukcjach pozycje, z których dowiaduję się kolejnych rzeczy na temat polskiego dizajnu z lat pięćdziesiątych, sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, inne to nowości, które kupuję, łudząc się, że w końcu znajdę czas na ich przeczytanie, a jeszcze inne – chyba w przeważającej ilości – to przepięknie wydane w różnych językach staruteńkie perełki, spośród których najstarsze pochodzą z początku dziewiętnastego wieku. Prawdziwe stosy tych ostatnich to efekt uboczny moich poszukiwań pozycji z grupy tych pierwszych wspomnianych wyżej. Książki składowałem dotychczas na malutkim regale z sieciówki, w jednej z kilku stojących w domu eklektycznych bieliźniarek, w kartonach, na komodzie i wzdłuż ściany na podłodze sypialni.

Teraz – w końcu! – mogłem moje rozsiane po domu zbiory poukładać na właściwym miejscu! Żałuję, że nie pogłówkowałem w kwestii materiału, z którego mógłbym zrobić regał odrobinę wcześniej – może szybciej wpadłbym na to, że idealne do realizacji mebla deski mam na wyciągnięcie ręki i właściwie należy je tylko zebrać i poskręcać w odpowiedniej kombinacji. No cóż.

W czasie tworzenia regału musiałem dokupić kilka rzeczy takich jak przednie nóżki, dwie listewki o przekroju 13 x 30 mm, mosiężne wkręty, jeden ćwierćwałek, którego mi zabrakło i paczkę wkrętów ciesielskich. Na wszystko wydałem niecałe 71 złotych. Reszta, czyli deski z szalunku, kawałki listwy czołowej z dachu, różne odcinki kantówek i listew ozdobnych, gwoździki, drewniane pilastry kupione na zapas przy renowacji okien, klej, masa szpachlowa, papier ścierny, farba i wosk to wydatki poniesione kiedyś, w ramach realizacji innych prac. Całkiem nieźle, prawda?

Przyznam – nieskromnie – że chyba wyszło trochę lepiej, niż zakładałem. W swojej wyobraźni dopuściłem bowiem większą ilość i większą skalę możliwych do zauważenia niedoskonałości i wypaczeń. Po raz kolejny podkreślam, że pracowałem z materiałem w dużej mierze starym, tu i ówdzie wypaczonym, w ograniczonej ilości. Okazało się jednak, że będąca wstępem do realizacji regału dość dokładna analiza możliwości, selekcja i próby jak najlepszego dopasowania desek i innych elementów opłaciły się. No i ta przerobiona na gzyms rama od obrazu… Zobaczcie sami!

P.

Dziękuję za przeczytanie mojego materiału.

Jeśli ten wpis spodobał Ci się wyjątkowo, zainspirował Cię lub pomógł rozwiązać Twój meblowy problem, możesz postawić mi kawę. Wesprzesz w ten sposób moją wieloletnią pracę - będzie mi niezmiernie miło!

Postaw mi kawę na buycoffee.to
IMG_5402.png
spotkajmy się!

Podstawy Odnawiania Mebli

lekcje na żywo
teoria i elementy warsztatowe
SZCZECIN 23 & 24 MARCA 2024
Zacznij pisać, aby zobaczyć produkty, których szukasz.