Stary okrągły stół jadalniany, który jakiś czas temu wyłapałem w pobliskiej rupieciarni przykryty był obrusem i pełnił rolę ekspozytora dla setek kieliszków, talerzyków, świeczników, pojedynczych sztućców itd. Na dobrą sprawę widać było jedynie fragmenty giętych nóg. Wśród nieskończonej ilości innych mebli właśnie on przykuł moją uwagę. Nie kupiłem go od razu, dopiero po kilku dniach stwierdziłem, że wrócę po niego, bo może coś uda się z nim zrobić. Wołał „kup mnie” i kosztował grosze, nie mogłem zrobić inaczej.
Stan stołu nie był najlepszy. Pełno obić, zadrapań, wgniecenia. Okrągły blat składał się z dwóch półkolistych części na drewnianych prowadnicach, poskręcanych ze sobą na wkręty meblowe jak tylko się dało i gdzie tylko się dało. Możliwe, że dawniej przy stole był jeszcze jeden blat do wkładania w środek dla kolejnych dwóch osób. Zachowały się oryginalne zapięcia, które od spodu łączą obydwa półkola, aby te nie rozsuwały się w czasie użytkowania. Gięte nogi całkiem niedawno zostały na nowo sklejone (bardzo solidnie), jednak dla bezpieczeństwa w każdej z nich został nawiercony otwór, a całość skręcono śrubami z wielkimi podkładkami pełniącymi rolę ścisków błyskawicznych na łatwiznę, co bardzo szpeciło mebel. Całość wykończona powłoką, która bardzo mocno ściemniała i nie było widać nawet co jest na blacie i oskrzyni – może był to wosk?
Pracę rozpocząłem od rozkręcenia blatów i wyjęcia śrub. Następnie wszystkie elementy zostały wyczyszczone. Praca bardzo czasochłonna, musiałem uważać, żeby nie zniszczyć (jak się okazało) pięknego orzechowego forniru, który udało mi się odsłonić centymetr po centymetrze. Później trzeba było jeszcze wyretuszować drobne ubytki. Podobnie było z oskrzynią – musiałem potraktować ją niezwykle delikatnie. Nogi z litej brzozy nie chciały współpracować. Stary pigment, prawdopodobnie bejca, siedział dość głęboko i nie miał zamiaru ustąpić. Ten etap wymagał trochę więcej czasu i musiał zakończyć się powodzeniem, bo miałem już w głowie pomysł na wykończenie.
Założyłem, że nie będę za wiele zmieniał. W nowej wersji (oryginalnie ciemne) wykończenie zamieniłem na jaśniejsze, żeby nie zakrywać oryginalnego rysunku drewna i nie przyciemnić jadalni, w której stół będzie stał. W tym celu posłużyłem się woskiem z domieszką orzechowej bejcy, co w efekcie dało satynowe wykończenie w kolorze bursztynu. Drewno zostało odżywione i pokazało swoje walory. Stół mimo wielu korekt nosi na sobie cały szereg drobnych przebarwień i niedoskonałości, ale to dodaje mu charakteru i podkreśla fakt, że jest meblem z długą historią.