W drugiej części wpisu o renowacji starych okien pokażę Wam proces dorabiania nowej ramy do jednego z nich oraz zdradzę prosty sposób, dzięki któremu udało mi się wyczyścić zabytkowe okucia pokryte grubą warstwą farby olejnej. Zobaczycie też kilka zdjęć przedstawiających efekty mojej pracy zrobionych w ostatnich ciepłych dniach listopada. Zostawiam je dla Was na końcu.
Zapraszam na post!
Nowa rama
Wielokrotnie podkreślałem – i podtrzymuję swoje zdanie – że stolarz ze mnie raczej żaden. Z uwagi na to, kolejny krok mojej pracy nad odnowieniem okien realizowałem, wstrzymując oddech.
Na końcach listew stanowiących części nowej ramy jednego z okien, wykonałem nacięcia umożliwiające złączenie ich na prosty wczep. Zanim odciąłem odmierzone wcześniej fragmenty drewna, przewierciłem profile, dopasowując otwory do tych istniejących w oryginalnej części starej ramy, którą udało mi się zachować. Starając się wykonać wczep możliwie sprawnie i równo, naciąłem gęsto miejsca, których planowałem się pozbyć, a następnie usunąłem drewno przy pomocy dłuta i młotka. W węzły – zgodnie z oryginałem – wbiłem drewniane kołki. Umożliwiły mi to odwiercone wcześniej otwory. Wczepy skleiłem dodatkowo klejem poliuretanowym pęczniejącym pod wpływem powietrza, który wypełnił wszystkie drobne szczeliny powstałe między łączonymi elementami. Na tym etapie przykleiłem też brakujące w jednym z okien głowiczkę i guzik.
W świeże sosnowe listwy na swoje miejsce wskoczyć musiało także stare ślemię, dla którego czopów odwierciłem gniazda, a powstałe połączenia po dopasowaniu (podobnie jak w przypadku wczepów na rogach ramy) skleiłem i zakołkowałem.
Zwróćcie uwagę na to, że nowo skopiowany profil jest (w zaokrąglonym momencie) nieco inny niż oryginał. Zdejmując miarę z listwy, nie byłem pewien, czy łuk, który widzę, ma swój kształt niezmienny od momentu wykonania, czy może w trakcie użytkowania okna nieco się zmienił. Założyłem, że moje zaokrąglenie będzie takie, by dawało ewentualną możliwość jego lekkiej modyfikacji przez zeszlifowanie lub ścięcie nadmiaru drewna. Po złożeniu ramy i przymierzeniu skrzydeł – potraktujcie to jako mały spoiler – okazało się, że profil pasuje idealnie.
Okucia
Nie ukrywam, że byłem nieco przerażony koniecznością usunięcia kilku warstw farby olejnej z całej masy okuć zdjętych z moich okien. Myślałem, że czyszczenie klamek i zawiasów będzie zajęciem do zrobienia w tak zwanym międzyczasie, czyli w oczekiwaniu na stwardnienie szpachlówki, związanie kleju itd. Robiłem kilka podejść, próbując wykorzystywać dłuta, opalarkę i papiery ścierne, ale praca nie szła mi zbyt dobrze. Postanowiłem poszukać innego rozwiązania. Wpadłem na pomysł, by użyć żelu do usuwania starych powłok, którego buteleczkę znalazłem w zakamarkach mojej tymczasowej garażowej pracowni. Wrzuciłem wszystkie okucia do butelki, potrząsnąłem i zostawiłem na kilka minut. Po wylaniu zawartości i wysypaniu metalowych elementów stare farby były zupełnie miękkie i odchodziły przy dotknięciu dłutkiem, a w niektórych miejscach szmatką bądź włosiem pędzla. Gdy pozbyłem się starych warstw, każdy z elementów oczyściłem lekko wełną stalową.
Tworząc ten wpis, zauważyłem, że nie udokumentowałem chwili nabijania zawiasów na ramy – musicie uwierzyć mi na słowo, że miało to miejsce. Był to etap dość ważny, bo od prawidłowego zamocowania zawiasów zależało to, czy okna będą pracowały bez przeszkód. Domyślacie się pewnie, że gdy nowo zrobiona rama z nabitymi zawiasami okazała się idealnie pasować do starych, oryginalnych ramek skrzydeł, odetchnąłem z wielką ulgą.
Szlifowanie
Mając przed sobą pozbawione farby olejnej, zatrute środkiem biobójczym, wypełnione żywicą i szpachlą oraz sklejone części okien, rozpocząłem szlifowanie. Dzięki umiejscowieniu tego kroku akurat teraz (czyli mając sporą część renowacji za sobą), za jednym razem pozbyłem się resztek farby i brudu, zacieków z żywicy oraz nadmiaru szpachlówki i kleju. Drewno czyściłem ręcznie, korzystając z płócien ściernych różnej ziarnistości oraz – w przypadku większych płaskich powierzchni – szlifierką ustawioną na niezbyt wysokie obroty.
Może Was zaskoczyć ujęty na zdjęciach poniżej widok niewykończonych ramek skrzydeł z zamontowanymi okuciami. Po wyszlifowaniu ramy zdecydowałem przykręcić je na próbę, żeby sprawdzić, jak pracują okna.
Malowanie
Przyznam, że trochę szkoda było mi zakrywać piękne stare drewno farbą, jednak musiałem być konsekwentny. W końcu powierzchnia okien usiana była wypełnionymi ubytkami, wstawkami z nowego drewna i przebarwieniami. Do pomalowania okien użyłem specjalnej odpornej na warunki atmosferyczne farby przeznaczonej do wykańczania i zabezpieczania stolarki okiennej. Zależało mi na tym, by skutecznie i możliwie trwale zamknąć i odciąć nadgryzione zębem czasu z trudem odratowane drewno od działania czynników zewnętrznych. Pierwszą warstwę farby rozprowadzałem pędzlem tak, by jego włosie dotarło do wszelkich rys, rysek i drobniejszych niedoskonałości, które pozostawiłem widoczne. Na pokrytych wstępnie białym kolorem powierzchniach, na pierwszy plan momentalnie wyskoczyły niezauważone wcześniej otwory po drewnojadach i głębsze ubytki. Przed położeniem kolejnych warstw wypełniłem je wodoodporną masą. Okna malowałem cienko pięciokrotnie – wtedy uzyskałem pełne krycie – używając malutkiego wałka z pianki poliuretanowej.
Gdy farba wyschła oddałem okna do miejscowego szklarza, który wykonał swoją pracę w kilka dni.
Gotowe!
Po osadzeniu okien w otworach w ścianie czekało mnie jeszcze ocieplenie budynku i wykończenie jego elewacji. By podkreślić i nieco optycznie powiększyć okna oprawiłem je w ozdobne listwy ze zwornikami. U dołu każdego z okien zamontowałem podparapetniki i parapety z ceramicznych płytek w białym szkliwie.
Nie przypuszczałem, że praca nad tymi dwoma oknami będzie tak czasochłonna i złożona z wielu etapów, przez które musiałem przebrnąć po raz pierwszy. Starałem się przywrócić je do stanu umożliwiającego normalne użytkowanie, jednak – jak widać na zdjęciach – nie retuszowałem z uporem wszystkich najdrobniejszych obić i nierówności na powierzchni drewna, chcąc przemycić nieco dowodów na to, że są naprawdę wiekowe i nie zostały zrobione współcześnie. Na takim efekcie zależało mi również z uwagi na fakt, iż budynek, którego część stanowią, wyglądem nawiązywać ma do wiejskich zabudowań z początku ubiegłego stulecia. Choć w tym poście nie zobaczycie go w całości, zdjęcia dokumentujące efekty mojej pracy zdradzą Wam na jego temat kilka drobnych szczegółów.
Paweł