Blog

Niciak z dawnego Szczecina

Jeśli wierzyć widniejącym na dnach szuflad pieczątkom, bohater tego wpisu pochodzi z przedwojennej Hohenzolernstrasse, czyli dzisiejszej ulicy Bolesława Krzywoustego w Szczecinie. W jakich okolicznościach i czy rzeczywiście opuścił właśnie to miejsce oraz czy na pewno był wtedy w formie, w której po latach trafił do mnie? Nie wiem. Żadne ze zdobytych przeze mnie informacji, nijak nie łączą ze sobą ani imienia i nazwiska z pieczątki, adresu ani tym bardziej mojego pierwszego skojarzenia tj. czegokolwiek powiązanego z branżą meblarską: sklepu z meblami, pracowni stolarskiej, czy punktu napraw. Przy Hohenzolernstrasse 53 w Szczecinie prowadzono za to przed wojną… sprzedaż flaków. Ciekawi Was, co przygotowałem tym razem? Zapraszam na post!

Od kłębka po nitce

Może to, o czym rozpiszę się za moment jest bardzo proste do rozwikłania jeśli ma się trochę wiedzy na temat historii Szczecina, a moje gdybanie jest zupełnie niepotrzebne, bo zwyczajnie nie trafiłem na źródło, które w mgnieniu okaz rozwiałoby moje wątpliwości? Może. Dobrze byłoby móc odtworzyć bieg zapewne wcale nie krótkiej nitki, poczynając od kłębka, który trafił do mojej pracowni i przyjrzeć się sprawiającym wrażenie dość ciekawych losom mebla. Wspomniana już pieczątka – przynajmniej na moje oko – przypomina te przybijane dawniej na książkach w celu oznaczenia własności. Takich książek nazbierałem bardzo dużo i stąd to skojarzenie. Może Franz Töpfer mieszkał kiedyś w kamienicy numer 53 i posiadał niciak, który postanowił podpisać? Mam też w domu kilka powojennych mebli z pieczątkami, jednak stanowią one logo producenta, albo mają dopisek typu „Möbelfabrik” itd. A może… niciak i pieczątka to przedmioty z zupełnie dwóch różnych miejsc? Przyznam, że w szukaniu rozwiązań takich zagadek nie jestem najlepszy, choć zatracanie się w poszukiwaniach wiadomości pozwalających czasem odtworzyć jakąś historię bywa wciągające.

Stary niciak przed odnowieniem.
Stary niciak przed odnowieniem.

Niciak również z innego względu wydał mi się tajemniczy. Zauważyłem na nim bowiem, ślady po ingerencji w jego formę, choć może to tylko złudzenie, któremu uległem. Mebel to rodzaj niedużego elementu skrzyniowego, zawierającego dwie szuflady osadzonego na pięknie wytoczonym orzechowym trzonie z trójnogiem. Sama skrzynia wykonana została z drewna iglastego w okleinie dębowej. Patrząc na blat, widać na nim okleinę układającą się w biegnącą dookoła ramkę oraz wypełniające ją pole w kształcie prostokąta zbudowanego z czterech mniejszych prostokątów. Patrząc na ten blat, zakiełkowała we mnie pierwsza wątpliwość. Stwarzał on wrażenie, jakby od tyłu, czyli – tak to nazwijmy – od strony ściany, przy której by stał, ścięto go o dobre trzy centymetry, licując tym samym jego tylną krawędź z tylną ścianką skrzynki. Wzór, który opisałem przed chwilą, w konsekwencji cięcia także był naruszony, a do tego na tej tylnej krawędzi brakowało ozdobnego frezu biegnącego na trzech pozostałych. Dziwne, bo jeśli okazałoby się, że jestem w tak zwanym mylnym błędzie i nikt nigdy niczego z blatu nie odciął, to po co byłoby układanie okleiny w PRAWIE czysty, geometryczny sposób?

Blat przytwierdzony był do korpusu za pomocą dwóch zawiasów, więc można było unieść go do góry. Nie miał jednak w tym mocowaniu żadnego ograniczenia lub blokady, zatem puszczenie go na drugą stronę mogłoby doprowadzić do jego wyrwania. Wyglądało to tak, jakby wspomniane wyżej odcięte z tyłu trzy centymetry były brakującym dystansem, powodującym, że otwarta klapa mogłaby oprzeć się na ściance skrzynki z szufladami.

***

Nogę połączono z dnem skrzyneczki za pomocą dość dużej drewnianej „stopy” mocowanej na wkręty, ale ułożono ją w sposób dość przypadkowy, bo pod niczego niewyznaczającym ani do niczego niepasującym kątem. Nie dało się jej (tej stopy) ustawić na osi równolegle z frontem szuflad, ponieważ w takim układzie bardzo niekonsekwentnie wystawała albo z przodu, albo z tyłu. W jakimkolwiek jej ustawieniu względem skrzynki (poza tym, które zastałem) trójnóg nijak nie odnosił się do gabarytu i geometrii całości, przedziwnie deformując mebel. Dno skrzynki miało też sporo otworów po innych wkrętach. Może kiedyś była tam przytwierdzona inna noga? Ponadto na spodniej płaszczyźnie skrzynki wyraźnie zarysowany był kształt jaśniejszego prostokąta ze śladami kleju na krawędziach i ciemniejszym brzegiem (tak jakby było tam jeszcze coś – może jakaś ramka?). Dekoracyjne ramiona tworzące trójnóg złączono z trzonem nogi klejem przypominającym polimerowy, z kolei sam trzon miał tuż przy połączeniu z ramionami kilka dużych wstawek z drewna, w tym jedną zwęgloną. W dodatku elementy tworzące trójnóg sprawiały wrażenie, jakby były niespasowane ze wspomnianym trzonem. Powierzchnie stanowiące momenty styku tych części były zwyczajnie krzywe i to na tyle, że musiałem równać je dłutami, by móc jako tako połączyć je od nowa. Czy ten mebel rzeczywiście mógł być kiedyś inny?

Poza wszystkim tym, co napisałem wyżej, niciak nosił też ślady – a jakże! – ręcznego szlifowania oraz zacieków z kleju i lakieru. Czekała mnie naprawdę niezła robota. Choć zauważyłem (być może błędnie, bo przecież specem nie jestem), że mebel nosi ślady modyfikacji, nie próbowałem zrobić zeń czegoś innego, na siłę przerabiać na wyobrażaną sobie wersję pierwotną, tylko zwyczajnie – a może niezwyczajnie – skupiłem się na poprawieniu zarówno technicznego jak i wizualnego stanu tego, co zostało mi powierzone.

Stolik trafił do mnie kilka tygodni przed rozpoczęciem prac. Zanim uwieczniłem pierwszy kadr w warsztacie, zabezpieczyłem go preparatem owadobójczym wpuszczonym w zauważone otwory pozostawione przez drewnojady – nieliczne, ale jednak.

Blat starego niciaka przed odnowieniem.
Fronty szuflad starego niciaka przed odnowieniem.
Wnętrze szuflady starego niciaka przed odnowieniem.
Stare pieczątki na dnie szuflady starego niciaka.

Demontaż na raz, dwa, trzy

Wątpliwości nie miałem co do tego, że stolik wypadałoby rozłożyć. Za pomocą małych wkrętaków udało mi się zdemontować zawiasy, szyldy i zamki, nieco większymi odkręciłem nogę, rozdzielając w ten sposób skrzynkę i podstawę. „Stopę” umożliwiającą połączenie skrzynki z trzonem nogi wystarczyło wybić gumowym młotkiem, za to trójnóg połączony ciągnącym się niemiłosiernie klejem, wymagał ogrzania strumieniem powietrza z opalarki. Ledwo trzymające się szuflady pozwoliły się rozłożyć w dłoniach, właściwie bez użycia siły. W całości pozostawiłem jedynie bardzo dobrze trzymający się korpus, rzecz jasna pozbawiony blatu na czas pracy.

Stary niciak w trakcie demontażu.
Stary niciak w trakcie demontażu.
Stary niciak w trakcie demontażu.

Prawie wszędzie żel

Nie miałbym serca ani tym bardziej odwagi przykładać do sfatygowanych powierzchni niciaka agresywnych papierów ściernych czy nie mniej ostrej szlifierki (choć i ona okazała się pomocna przy tej realizacji). Do oczyszczenia wszystkich elementów mebla wykorzystałem żel rozpuszczający stare powłoki, który nakładałem dość hojnie, a następnie zdejmowałem rozmaitymi szpachelkami oraz wełną stalową, która skropiona denaturatem pozwalała zebrać resztki preparatu. Jedynym utrudnieniem, szczególnie kiedy nie ma się zbyt dużych pokładów cierpliwości, było w czyszczeniu to, że niektóre partie stolika wymagały rozpuszczania powłok w kilku sesjach i trzeba było powtarzać zabieg z żelem w jednym miejscu trzy lub nawet cztery razy. 

Na jednym ze zdjęć poniżej zobaczycie fragment toczonej nogi i dłuto. Spokojnie! Te wyglądające jak precyzyjnie ścięte drewno nitki to tylko zbity brud i stare powłoki sklejone żelem, którego nie zdołała chwycić i wyjąć z trudno dostępnych zakamarków wełna stalowa. Tym sposobem – czyli z wykorzystaniem tępego dłutka – oczyściłem też frez blatu i kilka innych miejsc. Uspokoję Was też w kwestii wspomnianej szlifierki. Wraz z drobnym papierem o granulacji 220 użyłem jej do oczyszczenia wykonanych z masywu sosnowego surowych wewnętrznych stron i dna skrzyneczki. Prócz usunięcia brudu, pozbawiłem te powierzchnie całej sieci mikro rysek. To tyle, jeśli idzie o szlifierkę.

Niemiłosiernie trzymający się i stawiający opór klej, którego resztki widniały na spodzie skrzynki, udało mi się – choć wcale nie tak sprawnie – usunąć za pomocą opalarki i szpachelki.

Renowacja starego niciaka. Usuwanie lakieru żelem rozpuszczającym powłoki.
Renowacja starego niciaka. Usuwanie lakieru żelem rozpuszczającym powłoki.
Renowacja starego niciaka. Usuwanie lakieru żelem rozpuszczającym powłoki.
Oczyszczone elementy orzechowej nogi starego niciaka.
Czyszczenie trudno dostępnych miejsc nogi starego niciaka.
Usuwanie starego kleju za pomocą opalarki i szpachelki.
Szlifowanie powierzchni drewnianych, renowacja niciaka.

Różne oblicza ubytków

Ileż tu było zabawy! Wypełnianie drobnych niedoskonałości masą szpachlową, można śmiało potraktować nawet nie jako rozgrzewkę. Nieco uwagi poświęcić musiałem wyłamanym fragmentom frezowanych krawędzi ścianek szuflad. Obszary z widocznym brakiem postanowiłem zgeometryzować i wyciąć tak, by możliwe było wklejenie w te miejsca pasujących jak w układance z klocków kawałków drewna. Wstawione i wystające odrobinę poza dany bok szuflady elementy szlifowałem ostrożnie na przybitym do kawałka płyty płótnie, nadając im kształt stanowiący kontynuację oryginalnej linii starej części mebla. Bardzo proste, prawda?  Dla wizualnego wtopienia takiej wstawki w stary grunt wystarczyło gdzieniegdzie podbarwienie jej bejcą.

Trochę więcej figur akrobatycznych wykonać należało przy jednym z dekoracyjnych ramion tworzących trójnóg, czyli podstawę nogi. Brakowało tam niedużego, za to swoją nieobecnością rzucającego się w oczy fragmentu ślimaka, który ułamał się jakiś czas temu. Mierząc siły na zamiary, wymyśliłem to sobie tak: na początek z kawałka orzechowego klocka wyciąłem trochę większy niż docelowy fragment i przykleiłem go do zeszlifowanej na płasko powierzchni powstałej po wyłamaniu części oryginalnego elementu. Wklejony fragment przewierciłem od spodu w dwóch miejscach i wzmocniłem przez wprowadzenie w otwory posmarowanych klejem bukowych wykałaczek. Przyklejony element starałem się następnie jak najdokładniej oszlifować, by dopasować go do oryginalnej linii. W kolejnym etapie oszlifowaną już wstawkę okleiłem fragmentem orzechowego forniru. Na końcu pozostało mi jedynie narysowanie dosłownie samego końca ślimaka i wycięcie go nożykiem snycerskim. Niezła zabawa, prawda?

Przypominające sito przewiercone wielokrotnie dno skrzynki z szufladami wypełniłem wystruganymi z drewna kołeczkami, które z odrobiną kleju wbijałem w otwory. Po wyschnięciu kleju ścinałem je tuż przy powierzchni specjalną ręczną piłką.

Renowacja niciaka, uzupełnianie ubytków za pomocą masy szpachlowej.
Renowacja niciaka, uzupełnianie ubytków za pomocą masy szpachlowej.
Wklejanie kawałka drewna w ułamany bok szuflady starego niciaka.
Szlifowanie wstawki z drewna w boku szuflady niciaka.
Jeden z boków szuflady niciaka ze wstawionym fragmentem drewna.
Element nogi niciaka z ubytkiem.
Wklejanie drewna  uzupełnianie ubytku w elemencie nogi niciaka. Wzmacnianie wykałaczkami.
Dopasowywanie forniru podczas uzupełniania ubytku w lemencie nogi niciaka.
Odtwarzanie kształtu ślimaka w elemencie podstawy niciaka.
Element podstawy niciaka z uzupełnionym ubytkiem.
Ręczne struganie kołeczków do zaślepienia otworów po wkrętach.
Zaślepianie otworów w dnie korpusu niciaka.
Zaślepianie otworów w dnie korpusu niciaka.
Ścinacie nadmiaru drewna po zaślepieniu otworów w dnie korpusu niciaka.

Dno szczęśliwie odzyskane

We wstępie nie wspomniałem, że dno jednej z szuflad było widocznie stare (to znaczy tak, jak stare są na przykład plecki szaf) i miało pieczątkę, a drugie wyglądało jakby było zupełnie nowe. No, może nie aż tak zupełnie, ale od spodu było czyste i… też miało pieczątkę. Ciekawe. Może ktoś przybił pieczątki całkiem niedawno? Niezależnie od tego, kolejnym zadaniem, przed którym stanąłem, było okiełznanie popękanych płyt stanowiących dna szuflad. Wykonano je jakby z bardzo cienkich deseczek przypominających grube okleiny. Przegródki w szufladach były za to ze sklejki, a w toku udoskonaleń wprowadzanych w niciak, dodano kilka z…modelarskiej balsy, którą przy okazji posklejano od spodu pęknięcia w dnach. Można? Ano można.

Gdyby nie pieczątki, które postanowiłem zachować jako pamiątkę, pewnie przygotowałbym nowe dna i byłoby po kłopocie. Musiałem jednak coś wykombinować i wpadłem na pewien pomysł. Balsę usunąłem z dna, rozgrzewając opalarką trzymający ją mocno klej. Pozostałości kleju rozpuściłem żelem do usuwania starych powłok i zeskrobałem. Ze znalezionych w pracowni nie najbrzydszych i dość grubych liści jesionowej okleiny przygotowałem dwa odpowiadające spękanym płytom formaty, a te – za pomocą kawałka pianki tapicerskiej – pokryłem dokładnie klejem wikolowym, by po chwili przyłożyć do nich przygotowane uprzednio okleiny. Całość (osłaniając dna papierem) ścisnąłem mocno między dwiema płytami i pozostawiłem do wyschnięcia. Dna musiały wskoczyć w odfrezowane w bokach szuflad kanaliki, w związku z czym konieczne było zaznaczenie na brzegach okleiny dystansu, wykonanie nacięcia i usunięcia nadmiaru dodanej jesionowej grubości. 

Usuwanie balsy z dna szuflady za pomocą gorącego powietrza z opalarki.
Usuwanie balsy z dna szuflady za pomocą gorącego powietrza z opalarki.
Usuwanie kleju z dna szuflady za pomocą żelu do rozpuszczania powłok.
Rozprowadzanie kleju przed przyklejeniem forniru.
Przyklejanie jesionowej okleiny do popękanego dna szuflady.
Dno szuflady w ściskach stolarskich w trakcie wysychania kleju.
Wycinanie nadmiaru okleiny z dna szuflady.
Dno szuflady z nowo przyklejona okleiną jesionową.

Okucia domowym sposobem

Ten stary numer na pewno już znacie. Mosiężne zawiasy i ozdobne szyldy wyczyściłem bez najmniejszych problemów keczupem i drobną wełną stalową. Okucia świeżo po wypolerowaniu mogą sprawiać wrażenie przesadnie wręcz połyskliwych, ale ten efekt minie i mosiężny blask z czasem ukryje się pod typowym dla tego materiału matowym nalotem.

Czyszczenie mosiężnych okuć keczupem i wełną stalową.
Stare mosiężne okucia wyczyszczone keczupem i wełną stalową.

O montażu poza kolejnością

Ciężko było mi sfotografować prowadzone prace tak, żeby kolejność zapisywanych zdjęć była tożsama z kolejnością opisywanych tu procesów, dlatego też dwa słowa, które napiszę Wam o montażu, będą rodzajem kolażu, a zdjęcia przypisane do tej części wpisu oderwane są od jakiejkolwiek chronologii.

Przed sklejeniem nogi konieczne było wyrównanie miejsc, w których ramiona tworzące trójnóg miały zetknąć się z toczonym trzonem. Powierzchnie te były tak nieprawdopodobnie krzywe, że bez ingerencji w nie, nie było szans na dokładne dopasowanie elementów. Złowrogo wyglądające ściski na zdjęciu poniżej nie dociskają do siebie elementów nogi w jakiś niespotykanie silny sposób, za to utrzymują całość na pozycji na czas wiązania kleju.

Na początku wpisu wspomniałem, że noga przykręcona była do korpusu z szufladkami w wyglądającym na przypadkowy ułożeniu. Kombinowałem i próbowałem przykręcić nogę jakkolwiek konsekwentnie – nie dało się. Każda próba nowego ułożenia naprawdę deformowała wizualnie całość. Można byłoby się zastanowić nad tym, żeby przekręcić nieco nogę w drewnianej stopie i zachowując jej przytwierdzenie pod kątem, ułożyć trójnóg choćby tak, by podchodząc do stolika nie kopać w wystające z przodu jedno z jego ramion – nie dało się, bo noga połączona została ze stopą na dwa prostokątne czopy, co było jasnym sygnałem, że w toku poprzednich napraw nie miało miejsca połączenie tych części w złej pozycji. Chcąc wypuścić z pracowni niciak w stanie nie gorszym i nie dziwniejszym, niż do niej trafił, postanowiłem nie walczyć z tym i… przykręciłem nogę dokładnie w tej samej pozycji, w której była. Może gdyby blat nie został ucięty, wyglądałoby to inaczej?

Wyczyszczone szyldy wróciły na swoje miejsce, jednak przed ich montażem zaślepiłem otwory w czołach szuflad fragmentami zapałek. Ten trik bywa zbawieniem wtedy, kiedy próbujemy wykorzystać oryginalne wkręty na przykład mocując zaplecek krzesła, a otwory w drewnie okazują się wyrobione i nieco za szerokie. Same szuflady wystarczyło połączyć na nowo klejem, wpuszczając w nie wzmocnione okleiną dna z oryginalnymi pieczątkami. Zamocowanie blatu/klapy stolika było kwestią przykręcenia dwóch mosiężnych zawiasów.

Równanie krzywych płaszczyzn w trzonie nogi niciaka.
Wiązanie kleju po połączeniu elementów nogi niciaka.
Noga niciaka przykręcona do korpusu z szufladami.
Montaż starych mosiężnych szyldów do czoła szuflady. Zaślepianie starych otworów drewnem z zapałek.
Czoła szuflad niciaka z zamkami i mosiężnymi szyldami.

Co na koniec?

Bardzo długo zastanawiałem się nad tym, w jaki sposób wykończyć niciak. Właściwie trafniejszym niż zastanawianie się określeniem byłoby niezdecydowanie w obawie o możliwość zepsucia mebla i zaszkodzenia mu źle podjętą decyzją. A o to przecież najłatwiej. Z jednej strony miałem do zabezpieczenia skrzynkę całą w porowatej, strukturalnej wręcz dębowej okleinie, z drugiej zwartą i jednolitą powierzchnię toczonej z orzecha nogi. Co tu zrobić, by nie spowodować wizualnego rozcięcia mebla na pół? Chyba wszystkie stoliki podobne do mojego, które widziałem na żywo i w sieci, wykończone były politurą. Myśląc o wysokim połysku w kontekście mojego skarbu, przed oczami miałem ciągle widok błyszczącego na nim lakieru z zaciekami udającego wspomnianą politurę, którego powierzchnia pocięta była gęsto charakterystyczną strukturą dębu. Za to noga w takim połysku… ach! Jak ona mogłaby lśnić i zachwycać! Przyznam, że w pewnym momencie, kiedy byłem jeszcze daleko w lesie, przygotowałem sobie nawet słoik ciemnorubinowej politury, na wypadek, gdyby właśnie na ten rodzaj wykończenia przyszło mi się zdecydować. 

Po długim namyśle mój wybór padł na… wosk w odcieniu orzechowym. Uznałem, że być może dzięki niemu uda mi się jakkolwiek zespolić wizualnie nogę i korpus. Preparat w paście nieco rozgrzałem i nakładałem na powierzchnie mebla za pomocą pakuł bawełnianych. Odrobina pigmentu zawarta w wosku (na pierwszy rzut oka pasta wydaje się prawie czarna, ale po rozprowadzeniu jej na drewnie odcień okazuje się nie aż tak intensywny) pozwoliła mi nieco scalić barwowo elementy niciaka. Woskowałem czterokrotnie, każdorazowo czekając do wyschnięcia danej warstwy i polerując ją przed nałożeniem kolejnej.

Dna i boki szuflad zabezpieczyłem bezbarwnym lakierem, który po delikatnym przetarciu wełną stalową stał się zupełnie niewidoczny.

Woskowanie blatu niciaka.
Woskowanie blatu niciaka.
Woskowanie nogi niciaka.
Polerowanie zawoskowanej nogi niciaka.

Gotowe!

Zobaczycie za chwilę, że niciak prezentuje się nieco dyskretniej, niż mógłby prezentować się w szlachetnej politurze, ale i delikatnie satynowy woskowy połysk odbijając światło padające na niego, dał radę ożywić jego powierzchnie, nasycił drewno i scalił sobą różne materiały, nie do końca dając zabłysnąć rozsianym tu i ówdzie śladom pozostawionym przez upływający czas i ludzkie dłonie próbujące ratować mebel dawno temu. A takich stanowiących rodzaj certyfikatu autentyczności znaków, mimo moich napraw, zostało tu naprawdę sporo. Jestem bardzo ciekawy, co myślicie o mojej pracy. Dajcie znać 😉

P.

Niciak po renowacji.
Niciak po renowacji.
Niciak po renowacji.
Niciak po renowacji. Zbliżenie na korpus z podnoszonym blatem i szufladami.
Niciak po renowacji. Zbliżenie na blat.
Wnętrze niciaka po renowacji.
Detal nogi niciaka po renowacji.
Zachowana pieczątka na dnie szuflady niciaka po renowacji.

Dziękuję za przeczytanie mojego materiału.

Jeśli ten wpis spodobał Ci się wyjątkowo, zainspirował Cię lub pomógł rozwiązać Twój meblowy problem, możesz postawić mi kawę. Wesprzesz w ten sposób moją wieloletnią pracę - będzie mi niezmiernie miło!

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Używamy plików cookie, aby usprawniać korzystanie z naszej strony. Przeglądając tę stronę, zgadzasz się na naszą politykę wykorzystywania plików cookie.