Blog

Odświeżyłem starą szafę

Przygotowywałem się na potężną i trwającą w nieskończoność renowację pokaźnych gabarytów mebla, a okazało się, że czeka mnie jedynie odświeżenie bohaterki tego wpisu. Mowa o starej trzydrzwiowej szafie, którą przywiozłem do domu pod koniec marca. O ile o krzesłach, stoliczkach czy nawet fotelach znajdowanych i kupowanych  okazyjnie powiedzieć mogę, że zbieram je i każdy nowy nabytek bez większego problemu wieszam na mojej warsztatowej ścianie lub wpisuję we wnętrza domu, o tyle na obiekt taki jak szafa musiałem się zdecydować i być pewien tego, że znajdę dla niej miejsce i zastosowanie (problemów z tym drugim raczej nie zakładałem). Przyznam się Wam, że od przeprowadzki do nowego domu w 2016 roku… nie miałem szafy! Posiadam co prawda garderobę, w której trzymam swoje ubrania, buty, walizki itd. ale od trzech lat rzeczy przygotowane do noszenia w ciągu tygodnia wisiały w mojej sypialni na najzwyklejszym wieszaku z sieciówki. Szewc bez butów chodzi.

Nie pokażę Wam stanu mojego mebla “przed”, ale ten obraz poskładacie sobie z pewnością w wyobraźni, gdy zacznę opisywać kroki, które przeszedłem na drodze do zbliżenia go do dawnej świetności. Zaserwuję Wam za to kilka słów o tym, w jaki sposób szafa trafiła w moje ręce.

Zapraszam na post!

Mebel znalazłem w staruteńkim przedwojennym wiejskim domu. Jego właścicielka mieszkała w nim jako pierwsza i jedyna. Zmarła w zeszłym roku w wieku 92 lat pozostawiając po sobie ów budynek z pełnym wyposażeniem, który przeszedł w posiadanie jej najbliższej rodziny. Ta, przygotowując dom do generalnego remontu, postanowiła zachować jedynie niektóre jego elementy i wpisać je w nowy projekt wnętrza. Można pomyśleć “Dlaczego oni się tego pozbywają?! Przecież to piękne rzeczy!” – owszem, ale mając przed sobą obiekt pełen rzeczy, o których można tak powiedzieć i podejmując się renowacji wszystkiego, należałoby dysponować czasem na realizację takiego projektu, zabukować świetnych fachowców, mieć na punkcie staroci przynajmniej tak zwaną zajawkę i na końcu niemały worek pieniędzy. Ucieszyłem się więc niezmiernie w chwili, kiedy jako daleki znajomy dostałem informację, że mogę zabrać szafę, jeśli tylko uznam, że będzie mi ona przydatna.

To zdjęcie dostałem w prezencie razem z szafą.
Kobieta po lewej stronie to właścicielka domu, z którego przywiozłem mebel. Fotografia wykonana w Atelier Rocher w Berlinie.

Zacznijmy od początku

Ta przepiękna trzydrzwiowa szafa to według spadkobierców obiekt pochodzący jeszcze sprzed drugiej wojny światowej, stanowiący pierwsze wyposażenie domu. Dwoje drzwi w grubej dębowej okleinie i z litymi dębowymi listwami przymykowymi ozdobiono roślinnym motywem. Środkowe drzwi wykończone na wysoki połysk mają na sobie dekorację stworzoną z czterech liści forniru orzechowego przyklejonego w pionowym i poziomym lustrzanym odbiciu. Orzechem oklejono też zaokrąglony wieniec. Masywna skrzynia mebla wznosi się na dębowych charakterystycznie profilowanych nogach, tracąc dzięki temu nieco wizualnego ciężaru. Wszystkie okucia wykonane zostały z mosiądzu. Jedna trzecia mebla to część z pięcioma półkami, a pozostałe dwie trzecie to miejsce z drążkiem i górną półką, na której przechować można na przykład czapki i szaliki. Jakość wykonania mebla absolutnie mnie powaliła, a jeszcze bardziej zachwycony byłem tym, że do jego przewiezienia wystarczył mi… samochód osobowy. Tak, tak! Szafę zaprojektowano tak, że wystarczyło przekręcić płaski śrubokręt o dziewięćdziesiąt stopni w sześciu miejscach i mebel rozłożył się na jedenaście równych części. Wystarczyło ułożyć je jedna na drugiej i można było jechać do domu! 

Podczas demontażu miałem okazję obejrzeć każdy z elementów z bliska i zacząć układać sobie plan na… no właśnie. Renowacja to chyba trochę za duże słowo. Postanowiłem zrobić z meblem tylko to, co było konieczne, by odświeżyć jego wygląd. W swojej pracowni ustawiłem dwa wysokie kozły i układałem na nich części mojej szafy po to, by po odkurzeniu powierzchni i usunięciu ton pajęczyn w każdy zauważony otwór po drewnojadach wstrzyknąć truciznę. Mebel był dość mocno zaatakowany na drzwiach, a część korytarzy była jasna. Starałem się wykonać ten etap bardzo dokładnie. Ostrzyknięte płyty owijałem folią, by w takiej formie odczekały dwa-trzy dni umożliwiając wprowadzonej cieczy penetrację drewna.

Woda z szarym mydłem

Każdy z jedenastu elementów umyłem bardzo dokładnie ciepłą wodą z szarym mydłem. Szczotkowanie oklejanych dębiną płyt owocowało usunięciem niewidocznego na pierwszy rzut oka brudu. Z każdej płaszczyzny zdjąłem tyle zanieczyszczeń, że woda w miednicy zabarwiała się na grafit. Wymieniałem ją ponad trzydzieści razy! Przy okazji zmyłem całą powłokę wykończeniową – według mnie cienką politurę. Dąb był nią jakby zagruntowany, a jedynie na środkowych drzwiach w orzechu było jej więcej. Ten element pozostawiłem bez szorowania, bo planowałem zająć się nim nieco inaczej. Nogi wymagały usunięcia farby olejnej. W domu, w którym szafa spędziła ostatnie kilkadziesiąt lat, pomalowano nią podłogę, a mebel nie był na tę okoliczność zabezpieczany ani przesuwany. Końcówki nóg opaliłem więc i zeskrobałem z nich czerwoną olejnicę za pomocą cykliny. Resztki powłoki udało mi się wymyć szmatką nasączoną acetonem.

Krótko o ubytkach

Wyszczotkowane powierzchnie musiałem – po ich wyschnięciu – w dwóch miejscach podkleić (od dołu odchodziła okleina) i wypełnić otwory po drewnojadach. Porowata powierzchnia drewna dębowego ma to do siebie, że masa szpachlowa bez trudu wchodzi w jej strukturę. Bałem się, że po wykończeniu powierzchni szafy widoczne będą miejsca poddane retuszowi. Postanowiłem więc wciskać szpachlówkę pojedynczo w każdy otwór, ograniczając możlwiość wypełnienia porów drewna. Gorzej było w miejscach zaatakowanych najintensywniej. Tutaj postawiłem wszystko na jedną kartę i wypełniałem całe obszary przy pomocy szpachelki, a później wycierałem nadmiar masy bardzo dokładnie wilgotną szmatką licząc na to, że zdejmę preparat, który dostał się w porowatą powierzchnię drewna i przy okazji nie wymyję go z miejsc, w które aplikowałem go celowo. Niektóre fragmenty trzeba było opracować w ten sposób dwukrotnie, ale udało się!

Mosiądz domowym sposobem

W tym miejscu podzielę się z Wami swoim sposobem na czyszczenie elementów wykonanych z mosiądzu. Wspomniałem wyżej, że okucia szafy wykonano z tego właśnie materiału. Nie zamierzałem doprowadzać do idealnego połysku wszystkich taśmowych zawiasów i śrubek. Sposób, w jaki zostały spatynowane na przestrzeni lat bardzo mi odpowiada. Pomyślałem po prostu, że wykorzystam okazję i na przykładzie wsporników do półek przemycę prostą wskazówkę, która być może będzie dla Was przydatna. Wystarczy najzwyklejszy ketchup i zmywak kuchenny. Okucia, czy inne mosiężne elementy będą wyglądały jak nowe po przetarciu i opłukaniu wodą. Dowód poniżej!

Politura nie taka straszna!

Czyste i wypełnione masą elementy szafy wykończyłem politurą. Nie zrobiłem tego jednak tak, jak w przypadku na przykład krzesła Carska Rosja tj. politurą zrobioną samodzielnie i kładzioną cieniutkimi warstewkami kilkadziesiąt razy. Użyłem gotowego produktu, który miałem możliwość przetestować jeszcze pod koniec lutego. Politurę nakładałem, trzymając się ściśle tego, co producent napisał na etykiecie. Oklejane dębem części pokryłem dość sprawnie. Nieco więcej uwagi poświęciłem środkowym drzwiom. Te wykończono oryginalnie na wysoki połysk, którego resztki dało się ciągle zauważyć. Powierzchnię przemyłem alkoholem i pokryłem trzema warstwami politury nakładanej długimi na całą wysokość elementu pociągnięciami jeden przy drugim. Między kolejnymi warstwami polerowałem całość watą stalową. Przyznam, że wyszło całkiem nieźle jak na lifting. Moim celem było przywrócenie powierzchni odrobiny lustru, a w efekcie… zobaczycie już za chwilę! Po nałożeniu ostatnich warstw politury odczekałem dwa dni, żeby miała ona szansę choć trochę się utwardzić i dopiero po tym czasie skręciłem szafę (sam!).

Gotowe!

Jestem ciekaw, jak ocenicie efekt mojej pracy. Odświeżenie szafy trwało dziesięć dni. Zwróćcie uwagę na to, że choć temat wydaje się na pierwszy rzut oka poważny, by odnowić ten mebel, użyłem wody, szarego mydła, odrobiny kleju, masy szpachlowej, gotowej politury i… to wszystko! Mebel ustawiłem w swojej sypialni i zmieściłem w nim naprawdę sporą część ubrań. Niektóre z nich zawisły na starych wieszakach – dostałem je gratis. Widnieją na nich ręczne podpisy i adresy miejsc, z których pochodzą. Na kluczach zawiesiłem ozdobne chwosty. Zrobiłem je z lnianej dratwy w przerwach między opisywanymi wyżej etapami pracy.

Paweł

Dziękuję za przeczytanie mojego materiału.

Jeśli ten wpis spodobał Ci się wyjątkowo, zainspirował Cię lub pomógł rozwiązać Twój meblowy problem, możesz postawić mi kawę. Wesprzesz w ten sposób moją wieloletnią pracę - będzie mi niezmiernie miło!

Postaw mi kawę na buycoffee.to
IMG_5402.png
Zacznij pisać, aby zobaczyć produkty, których szukasz.