Wszystkie swoje największe meblowe znaleziska wyciągnąłem ze śmietników. Nawet dzisiaj jadąc samochodem, zauważyłem przy osiedlowym kontenerze całkiem dobrze zachowane krzesełko z 1977 roku. Podobnie było z czterema giętymi krzesłami z lat sześćdziesiątych, pochodzącymi z fabryki w Radomsku. Podczas remontu przeznaczone zostały do wyrzucenia. Nieźle się trzymały, nie były mocno zniszczone. Trochę kurzu, wytarta tapicerka. Ktoś nawet zamalował lakier solidną warstwą farby olejnej. Kiedy kilka miesięcy temu dostałem ich zdjęcie zrobione na szybko, myślałem, że kolor nóżek jest oryginalny 🙂
Krzesełka są cztery, czyli komplet. Pojawił się na nie plan, więc niezbędny był mały lifting. Jak zwykle na początku musiałem wszystko rozebrać. Stelaże wyczyściłem do gołego drewna. Najpierw zerwałem farbę olejną, a następnie lakier. Zrobiłem to przy użyciu chemii. Dopiero później wyszlifowałem wszystko drobnym papierem ściernym tak, by wyglądało jakby przed chwilą wyszło ze stolarni 🙂 Końcówki nóżek pomalowałem farbą do mebli w kolorze miętowym, który w zależności od otoczenia, raz jest bardziej zielony, a raz bardziej niebieski. Zanim to zrobiłem, bałem się, że taki ruch może optycznie skrócić i tak niewysokie podstawy, ale efekt mnie pozytywnie zaskoczył. Drewno zostało zagruntowane i pokryte bezbarwnym lakierem ze średnim połyskiem, po to by odbijało światło od drobnych przebarwień, a jednocześnie zachowało lekkość i świeżość.
Z siedzisk została mi jedynie gięta sklejka. Cała reszta poszła do śmieci, jedno z czterech obić, które było najmniej wytarte posłużyło mi później za szablon. Na sklejkowe formy położyłem warstwę pianki poliuretanowej i wysokopuszystej otuliny. Przyszła pora na tkaninę. Według planu krzesła miały być szare. Nie byłem do tego przekonany, bo wydawało mi się, że będą zbyt ponure, że góra pogryzie się z dołem, że szkoda takiej formy na taki smutny kolor. Miałem jednak materiał i wziąłem się do roboty. Okazało się (na szczęście), że jest on tak tragicznej jakości – kupiony był przez Internet i dopóki nie został użyty, sprawiał dobre wrażenie- że musiałem się z nim siłować, by wymodelować jakikolwiek kształt, włókna zaciągały się przy każdym wbiciu zszywki. Szarość poszła więc do śmieci, a na jej miejscu pojawił się zdecydowanie żywszy turkus! Materiał był prawie dziesięciokrotnie droższy, ale za to jakość nieporównywalna. Tak bywa.
Siedziska wystarczyło już tylko zamocować do podstaw nowymi śrubami i gotowe!
Dzięki jednolitej tkaninie, oryginalna forma krzeseł widoczna jest na pierwszym planie. Dopełnia ją drewniana konstrukcja z akcentem kolorystycznym nawiązującym do tego, co dzieje się na górze. Chociaż kształt krzeseł ma już pięćdziesiąt lat, można o nich śmiało powiedzieć, że są bardzo nowoczesne. Krótko mówiąc, trochę wintydżu w odświeżonej wersji!
Komentarze (8)
Proszę o wskazówki nt naciągania materiału na siedzisku. Czy w tym “najgłębszym” miejscu napinać mocno, z założeniem, że się wygniecie, czy też zostawić lekko luźniej? Mój materiał średnio pracuje…
Obijanie takiego kształtu wychodzi mi najlepiej, gdy zaczynam właśnie od tego najgłębszego miejsca – przejścia siedziska w oparcie. Naciągnąć trzeba tak, żeby tkanina nie wisiała w powietrzu, by dotykała pianki, ale też bez przesady – by nie wrzynała się w nią.Odpowiedni wybór materiału to przy takich formach naprawdę ważna sprawa. Pracująca tkanina już przy kilku wbitych zszywkach zaczyna ładnie oddawać formę mebla. Sztywne materiały, czy takie, które mają pod spodem stabilizatory będą trudne, bo ich włókna będą nieruchome, nieplastyczne. W razie problemów proszę napisać na info@wordpress.dev.cc. Pozdrowienia, P.
Witam, jestem w trakcie odnowienia takiego krzesła. Bije się z myślami, czy tkaninę szył Pan na maszynie czy ściegiem krytym całość? Jak to zrobić dobrze, bardzo proszę o pomoc.
Najlepszą instrukcją będzie obserwacja tego, co w tej chwili jest na krześle i robienie zdjęć. Ten wzór obija się najpierw z przodu, a później na plecki przyszywa się ściegiem krytym drugi kawałek tkaniny. Tkanina nie może być sztywna, musi się poddawać i ładnie pracować. Pozdrawiam, P.
Jakiej chemii do usuwania powłok używasz?
W przypadku tych krzesełek był to jakiś środek do farb olejnych ze sklepu budowlanego. Chciałem wypróbować jego ponoć dobre działanie – sprawdził się. Na co dzień usuwam stare lakiery i farby mechanicznie szlifierkami, zdzierakami, nożami, opalarką.
Cudne, tego designu dorwałam kiedyś jedną sztukę. Co prawda tej metamorfozy nie ma jeszcze na moim blogu, ale to tylko kwestia czasu. Inne PeReŁki PRL do pooglądania- zapraszam (refreszing.blogspot.com)
Genialne te turkusowe krzesła! I ten kolor… Myślę, że właśnie on nadaje im “tego czegoś”.