Blog

Biel Nº5: Taca na gwiazdkę

Kolejna, piąta już na blogu bielona realizacja. Tym razem chciałem pokazać coś, co będzie miało związek ze zbliżającymi się Świętami. Przekopując swoje archiwum, powstające w zdecydowanej większości wiosną i latem, trafiłem na rzecz, której przywracanie do stanu używalności trwało prawie rok! Muszę Wam się przyznać, że nie do końca przekonuje mnie bielenie mebli. Jest tego tyle, że nie wiadomo od czego zacząć przeglądanie Internetu i drukowanych magazynów. Sposoby na osiągnięcie efektu są coraz bardziej banalne, a wiele osób mówi, że to niszczenie całkiem fajnych rzeczy. Za każdym razem, kiedy podejmuję się stylizacji na biało, wyobrażam sobie, że mój mebel musi – bez względu na czas, środki i “uznawane” techniki – wyglądać tak, jakby rzeczywiście był bardzo, bardzo stary.

Udało mi się kiedyś dostać na zaplecze jednego z wiejskich składzików staroci, który od czasu do czasu odwiedzam. Były tam najróżniejsze części, krzesła bez nóg, pobite lustra i inne nienadające się do sprzedaży graty przeznaczone na rozpałkę. To, co znalazłem, wyglądało jak góra od eklektycznej bieliźniarki z dokręconymi uchwytami, ale po dokładniejszym obejrzeniu okazało się, że jest to najprawdopodobniej stara taca do przenoszenia waz z zupami, czy większej ilości zastawy stołowej. Stan – szkoda gadać. Drewno sosnowe z orzechowymi detalami było przeżarte przez owady, rozklejone, wyszczerbione, pomalowane kilkoma warstwami bejcy, lakierobejcy, lakieru, a do tego mokre. Znalezisko zabrałem ze sobą i zacząłem myśleć nad jego nowym życiem.

Zdecydowałem, że przywrócę tacy elegancki wygląd jak najbardziej zbliżony do oryginału. Sprawa wydawała mi się prosta: suszę, czyszczę, sklejam, wypełniam, kładę kolor, lakier i już…

Po prawie dwóch miesiącach, gdy drewno wyschło, zacząłem czyszczenie. Okazało się że mieszanka wykończeń, którą ma na sobie  jest niemal nie do ruszenia. Najłatwiej byłoby zdjąć wszystko szlifując, ale…drewno po wysuszeniu nie było już tak ciężkie i “syte”, stało się delikatniejsze, szlifowanie do czysta mogłoby je poszarpać. Użyłem więc kilku nożyków, ostrzy i chemii do rozpuszczania starych lakierów, którą zwykle omijam szerokim łukiem. Przez rzeźbienia, obłe kształty i zacieki z lakierów praca szła bardzo wolno. Spod grubych i ciemnych warstw wyłaniały się kolejne braki, odpadały kawałki starej szpachlówki. Zacząłem wątpić w to, że uda mi się odnowić tacę tak, jak sobie założyłem. Ubytków, które pojawiały się na oczyszczonych fragmentach drewna było tyle, że gdybym chciał je wypełnić, od razu by się kruszyły, bo drewniane elementy będą pracowały. Do ukrycia było tak dużo, że po skończonej pracy widoczny byłby sam retusz 🙂 Rozwiązaniem było skopiowanie uszkodzonych części z nowego drewna, ale nie o to mi chodziło. Po kilku dniach czyszczenia, odpuściłem i odstawiłem tacę “na kiedy indziej”.

“Kiedy indziej” nastąpiło zimą, po prawie pół roku! Kupując bożonarodzeniowe prezenty, odwiedziłem sklep z meblami, oświetleniem i innymi dodatkami misternie i absolutnie mistrzowsko stylizowanymi na starą Francję. Ciężkie, eleganckie meble pozbawione patosu, których nie strach dotknąć. Przecież to samo, tylko prawdziwie wiekowe mam w domu! Postanowiłem więc nie robić nic na siłę i zmieniłem swój plan. Doczyściłem tacę jeszcze w kilku miejscach. Zależało mi teraz na tym, żeby widoczne były stare warstwy. Wszystkie elementy solidnie skleiłem, a mosiężne uchwyty przetarłem wełną stalową. W ten sposób zrobiłem sobie bazę i mogłem działać dalej 🙂 Kolejny raz zabrałem się za bielenie i kolejny raz było ono inne niż przy poprzednich meblach. Na samym początku zupełnie czyste fragmenty drewna ochłodziłem wcierając w nie kilka warstw białej bejcy. Do postarzenia całości użyłem bardzo gęstej farby, którą nakładałem gąbką i…palcami. Po skończonym malowaniu część koloru zmyłem tworząc miejscami odpryski i pokazując stare powłoki. Farbę, która wypełniła rysy i ubytki usunąłem, żeby maksymalnie podkreślić strukturę starego drewna. Na koniec przeszlifowałem krawędzie i wszystkie miejsca, które wytarłyby się, gdyby taca była biała od dawna, a całą powierzchnię zabezpieczyłem bezbarwnym półmatowym lakierem.

Gotowe! Od spontanicznej zmiany planu do końca pracy minęły zaledwie trzy dni. Taca w nowej odsłonie była gotowa na zeszłoroczne Święta Bożego Narodzenia i bez żadnej taryfy ulgowej sprawdziła się w stu procentach!

Dziękuję za przeczytanie mojego materiału.

Jeśli ten wpis spodobał Ci się wyjątkowo, zainspirował Cię lub pomógł rozwiązać Twój meblowy problem, możesz postawić mi kawę. Wesprzesz w ten sposób moją wieloletnią pracę - będzie mi niezmiernie miło!

Postaw mi kawę na buycoffee.to
IMG_5402.png
Zacznij pisać, aby zobaczyć produkty, których szukasz.