Blog

Rama z tajemnicą

To miał być tylko delikatny lifting ramy znalezionej i wylicytowanej na internetowej aukcji. Nie wiedziałem za bardzo w jakim jest stanie, jakie ma wymiary, z jakiego jest drewna – poprzedni właściciel nie zamieścił przy zdjęciu zbyt szczegółowego opisu, ale nie przeszkadzało mi to, podobała mi się jej forma.

Kiedy rozpakowałem przesyłkę, zobaczyłem kawał jesionu i sosny. Rama, choć w bardzo złym stanie miała w sobie coś, co powodowało, że nie odstraszała. Pełno było na niej obić, otworów po owadach, kurzu, wysuszonych pająków, rys i pęknięć. Najbardziej zdumiewająca okazała się strona z gazety w języku niemieckim z wtorku, 15. maja 1876 roku! Ktoś skleił nią deski tworzące „plecy”. Nieczęsto zdarza się znaleźć coś takiego, ale to nie był koniec. Na odwrocie w dolnej części, na sosnowej listwie znalazłem napis ołówkiem:

„Georg Traumner, Maler aus Glauchau, Sachsen”.

Niby zwykła rama, a tyle historii! Pożegnałem się z wizją liftingu i zaplanowałem nieco dokładniejsze odnowienie starocia.

Pracę zacząłem od zdemontowania desek z gazetą. Spróchniałe i wypaczone drewno łamało się na drobne fragmenty. Zabezpieczyłem je i schowałem. Całą resztę przygotowałem do czyszczenia. Ze względu na obłe przekroje listew, zdecydowałem się nie szlifować, a zmyć starą powłokę (oryginalnie, pod jakimś cienkim lakierem, albo lakierobejcą była politura). Próbowałem kilku specyfików, ale tym, który niemal idealnie zdjął z drewna cały pakiet warstw okazał się… intensywny środek do renowacji parkietów 🙂

Tył ramy z drewna sosnowego po oczyszczeniu i wysuszeniu wyretuszowałem masą szpachlową, przeszlifowałem drobnym papierem i zostawiłem. Oryginalnie był surowy i tak też chciałem go pozostawić. Jedynym fragmentem, którego ani nie umyłem, ani nie szpachlowałem, ale za to porządnie zalakierowałem, był ten z ołówkowym i wspomnianym już wyżej napisem.

Jesionowy przód również doczekał się wypełnienia ubytków i ręcznego przeszlifowania. Drobne nierówności i resztki politury w trudno dostępnych miejscach usunąłem bez problemu cykliną z ostrym nożem.

Opisując stan ramy w chwili, gdy do mnie przyjechała, zapomniałem zwrócić uwagę na to, że brakowało w niej dwóch (prawdopodobnie) listewek – na górze i dole, były tam szpary. Boki w tych miejscach miały kształt półkola, dlatego postanowiłem zmierzyć jego promień i dosztukować coś nowego. Ponieważ wszystkie elementy mojej zdobyczy są raczej proste, zdecydowałem, że dobrze zrobi dodanie drobniejszego detalu. Udało mi się znaleźć dekoracyjną listwę z koralikami idealnie pasującymi do ubytków. Były zrobione z buczyny, więc aby wtopić je w całość, musiałem trochę pokombinować. Już w momencie czyszczenia, zbierałem brud (!!!) do miski, czekałem całą noc, aż osiądzie na dnie, zlewałem wodę z góry, a „mułem” który mi został malowałem wielokrotnie moje koralikowe listwy, żeby je trochę postarzyć.

Po zapełnieniu ubytków, przeszlifowaniu, wypolerowaniu wełną stalową, wstawieniu brakujących dekoracji, zabarwiłem drewno z przodu bejcą w kolorze dębu 🙂 Kolor pogłębiłem później olejem lnianym, a na sam koniec położyłem własnoręcznie przygotowaną politurę. Starałem się nadać ramie świeżego wyglądu, ale też przesadnie jej nie wybłyszczyć.

Powłoki politury musiały odleżeć kilkanaście dni, żeby się utwardziły, a ja w tym czasie myślałem, co dalej. W końcu rama powinna mieć jakąś zawartość. Bardzo długo rozważałem zamontowanie oryginalnych pleców z gazetą, ale wtedy staroć miałby funkcję dekoracyjną. Nie chciałem przedobrzyć i z bólem serca odszedłem od tego pomysłu. Nie chciałem też wstawiać w środek żadnej grafiki, czy obrazu, żeby nie gryzły się z formą i rysunkiem drewna. Odrzuciłem też lustro, choć pewnie nie byłoby takie złe. Ostatecznie podjąłem decyzję, że w ramę wstawię grubą i barwioną w masie czarną plexi. Będzie można się w niej przeglądać, ale też… pisać po niej! Znalazłem specjalne kredowe flamastry nadające się do tego typu powierzchni. Zdały egzamin. Byłem skłonny wsadzić też zwykłą tablicę i pisać kredą, ale po pierwsze kreda pyli, jej zmywanie mogłoby niszczyć politurę, a po drugie tradycyjna tablica i tak „dawna” forma ramy wizualnie wzajemnie mogłyby się postarzać. Nowoczesna tafla plexi miała stanowić oddech i mimo swojej barwy, odciążyć całość.

Choć wstawiałem tablicę z niepewnością, efekt przerósł moje oczekiwania! Przybiłem ją mosiężnymi gwoździkami, a oryginalne drewniane kołki zdemontowałem i opisałem na wypadek, gdyby w przyszłości wpadł mi inny pomysł 🙂 Z tyłu zamontowałem również mosiężne wkręty z oczkami, do których przywiążę sznurek do powieszenia.

Wybierając zdjęcia do posta, sam się dziwiłem, że tyle udało się z tej ramy wyciągnąć. Tym bardziej, że – celowo nie napisałem o tym wcześniej – zapłaciłem za nią… czterdzieści złotych!

Dziękuję za przeczytanie mojego materiału.

Jeśli ten wpis spodobał Ci się wyjątkowo, zainspirował Cię lub pomógł rozwiązać Twój meblowy problem, możesz postawić mi kawę. Wesprzesz w ten sposób moją wieloletnią pracę - będzie mi niezmiernie miło!

Postaw mi kawę na buycoffee.to
IMG_5402.png
Zacznij pisać, aby zobaczyć produkty, których szukasz.