Blog

Na ratunek drewnianej szkatułce

Mały obiekt wcale nie oznacza małej ilości pracy. Wiem to nie od dziś, a szkatułka na przybory do golenia, którą przedstawię Wam w tym wpisie, jest tego doskonałym potwierdzeniem. Kupiłem ją dwa lata temu za osiemdziesiąt złotych. Wykończona orzechową okleiną niepozorna na ogół skrzyneczka z lusterkiem poddana została – wszystko na to wskazuje – renowacji, która zamiast przywrócić jej niegdysiejszy blask, odebrała jej bezpowrotnie część dawnego i z całą pewnością pięknego wyglądu…

Zapraszam na post!

Zakup szkatułki był zupełnie przypadkowy. Przeglądając ogłoszenia zamieszczone w sieci, trafiłem na całkiem nieźle wyglądającą rzecz, która najzwyczajniej mnie zaciekawiła. Faktyczny jej stan mogłem niestety ocenić dopiero po otwarciu przesyłki. Pomazane błyszczącym lakierem powierzchnie z ujawniającymi się tu i ówdzie zaciekami, odpryski, ubytki forniru… „Da się zrobić!” pomyślałem. Z mniejszym optymizmem spojrzałem na powierzchnie wyszlifowane papierem ściernym gradacji 60 lub 40 (nie przesadzam!) w kierunku przeciwnym do tego, w którym układały się włókna na poszczególnych płaszczyznach. Szlifowanie w poprzek włókien było tak konsekwentne, jakby osoba, która podjęła się pracy, działała wedle bardzo precyzyjnie przygotowanego planu. Rysy były na tyle głębokie i widoczne, że nie dawałem mojej szkatułce zbyt dużych szans. Niektóre obszary wyglądały niemal jak pocięte nożem.

Na początek demontaż

Podczas demontażu oderwałem przyklejone do wieka na pasek skóry lustereczko i wyciągnąłem dwa przybite niewielkimi gwoździkami zawiasy łączące wieko z pudełkiem. Udało mi się także wyciągnąć złączone na krzyż przegródki tworzące we wnętrzu kasetki podział na cztery komory. Mimo podjęcia prób wydostania lustrzanej tafli z solidnie zaklejonej od tyłu kawałkiem sklejki ramki nie udało mi się to. Widząc, w jak złym stanie jest moja internetowa zdobycz, oraz mając na uwadze możliwość zbicia lustra w wyniku użycia zbyt dużej siły, postanowiłem nie walczyć z tym, co stawiało opór, by nie pogorszyć sytuacji. Rozklejona ramka ułatwiłaby mi czyszczenie, jednak po wykonaniu tego etapu doprowadziłbym ją dokładnie do tej formy, w której miałem ją przed sobą. Będzie trochę trudniej, ale da się zrobić!

Żel i wata stalowa

Chciałem uniknąć szlifowania cienko oklejanych powierzchni. Na niewiadomego pochodzenia lakier położyłem więc w ciemno warstwę żelu do rozpuszczania starych powłok wykończeniowych. Po odczekaniu kilkunastu minut zdejmowałem go szpachelką lub – z trudno dostępnych i wąskich miejsc – dłutkiem, a resztki ścierałem watą stalową. Na większości elementów proces powtórzyłem dwukrotnie.

Co z tymi rysami?

Od początku pracy miałem świadomość, że skazy w postaci głęboko tkwiących na powierzchniach toaletki rys w jakimś stopniu na nich pozostaną, nawet jeśli przyłożę się do ich wyeliminowania. Swoje działania prowadziłem w końcu nie na litym drewnie, które mógłbym nieco zeszlifować, a na płaszczyznach oklejanych lub wykonanych ze sklejki. Te drugie będące „pleckami” lusterka, przedziałkami i spodnią stroną denka kasetki tworzyły grubsze niż orzechowe (widniejące na wieku i bokach) warstwy forniru. Postanowiłem widoczne na nich rysy wypłycić na tyle, na ile się da. Chwyciłem za papier ścierny gradacji 120 (zmieniając go później na coraz drobniejszy) i zacząłem trzeć zgodnie z kierunkiem biegu włókien. Skazy udało mi się zlikwidować niemal całkowicie. Ten sam zabieg powtórzony na wewnętrznych, dość grubo oklejanych powierzchniach kasetki również pozwolił mi uzyskać całkiem niezłe rezultaty.

Będzie mała zmiana

Przeszkodą nie do pokonania — tak myślałem — okazała się sosnowa ramka lustra, z której bez problemu ściągnąłem lakier, ale nie udało mi się zniwelować mocno rzucających się w oczy zarysowań. Te najbardziej szpeciły drewno w miejscach styku dociętych na ucios listewek. Wpadłem na pomysł, by okleić ramkę orzechowym fornirem. Wydało mi się to dużo prostsze niż kombinowanie w obrębie ścierania powierzchni celem doprowadzenia elementu do wizualnego porządku. Z arkusza orzechowego forniru wyciąłem paski odpowiadające długością i szerokością poszczególnym bokom. Każdy z pasków przyciąłem na końcach pod kątem 45 stopni. Do przyklejenia kawałków forniru użyłem kleju stolarskiego 25D i sporej ilości ścisków, po których zwolnieniu wystarczyło zeszlifować przestające nieco poza obrys przyklejone kawałki, by idealnie zlicować je z krawędziami.

Retusz

Oklejane orzechem powierzchnie kasetki usiane były drobnymi ubytkami. Orzech, choć ciemny wypełniłem jaśniejszą masą szpachlową. Wyszedłem z założenia, że jasne łatki będę mógł po wyschnięciu i przeszlifowaniu ręcznie podkolorować, kontrolując odcień w zależności od miejsca, które opracowuję. W kolorowaniu uzupełnionych ubytków bardzo przydatny okazał się malutki modelarski pędzelek i odrobina bejcy. Ta – niestety – kładziona jako barwnik prosto z puszki wchłaniana była nie tylko przez szpachlówkę, ale i fornir znajdujący się dookoła wypełnienia, co w efekcie tworzyło kontrast między miejscem zamalowanym a oryginalną powierzchnią w okleinie. Próbując rozwiązać ten problem, zagruntowałem całą kasetkę cieniutką warstwą politury ograniczając w ten sposób zdolność orzecha do wchłaniania pigmentu oraz uzyskując odcień powierzchni zbliżony do tego, który będzie widoczny po ukończeniu prac. Po wyschnięciu gruntu różne kolory bejcy mieszałem ze sobą jak farby i retuszowałem wypełnione i oszlifowane z nadmiaru masy ubytki.

Nie tylko politura

Zastanawiałem się dość długo, czy położenie politury na tak zniszczone powierzchnie będzie dobrym rozwiązaniem. W końcu ten rodzaj wykończenia wydobywa wszystko, co piękne, ale i jest w stanie podkreślić niedoskonałości, których moja szkatułka nie miała wcale mało. Ciemne powierzchnie skrzynki oraz ramkę lusterka oklejoną orzechowym fornirem zdecydowałem się mimo wszystko wykończyć tradycyjnie, uzyskując połysk odbijający od przedmiotu sporo światła. Etap politurowania postanowiłem przenieść z warsztatu do domu i ulokować w pomieszczeniu, w którym przez całą dobę panowała sprzyjająca kładzeniu tego rodzaju wykończenia temperatura. Zrobioną samemu politurę nakładałem cieniutkimi warstewkami za pomocą tamponu prowadzonego kolistymi ruchami. Co jakiś czas przeschniętą warstwę politury delikatnie szlifowałem, a powstały pyłek w połączeniu z kolejną warstwą roztworu pięknie wypełniał mikro ubytki. Dość mocno porysowana powierzchnia (szczególnie wieka) już po nałożeniu około piętnastu warstw politury sprawiała wrażenie, jakby straciła część widocznych na niej niedawno podłużnych rys.

Wnętrze szkatułki, jej spód przegrody i tył lustra, które udało mi się wyszlifować, pozbawiając ich powierzchnie głębokich rys wykończyłem trochę inaczej. Doszedłem do wniosku, że położenie bejcy albo politury na takie miejsca mogłoby wydobyć natychmiast wszystkie niewidoczne już dla oka, a jednak mogące kryć się tu i ówdzie niedoskonałości pozostałe po poprzednim renowatorze. Wspomniane części szkatułki pokryłem warstwą matowego lakieru bezbarwnego, który z uwagi na swoją gęstą konsystencję wypełnił drobne skazy. Obawiałem się trochę, że położenie bezbarwnego lakieru spowoduje zachowanie czystego, nieco tępego koloru oszlifowanego wcześniej drewna. Choć jest to efekt pożądany przez wiele osób chcących utrwalić naturalną barwę materiału, z którego wykonano mebel, w moim przypadku całość mogłaby wyglądać nieco zbyt świeżo. Na szczęście po położeniu lakieru, barwa poszczególnych powierzchni delikatnie ociepliła się i taką już pozostała. Na wypadek, gdyby konieczne było jej zmodyfikowanie, przygotowałem sobie awaryjne rozwiązanie w postaci lakierobejcy. Miałem zamiar nałożyć ją cieniutką warstewką na wyschnięte lakierowane miejsca i w ten sposób złamać surowość powierzchni. Być może wykorzystam to innym razem.

Można składać

W trakcie pracy okazało się, że skórzane elementy, czyli uchwyt do wyciągania lusterka i kawałek, na którym trzymało się ono wieka, nie były oryginalne. Po oderwaniu skóry łączącej lustro z pokrywą zauważyłem dwa ślady po okuciach (z pewnością zawiasach). Stare skórzane połączenia zlikwidowałem, a w ich miejsce wstawiłem dwa malutkie splatane zawiasiki dobrane na podstawie zauważonych odcisków. Na takie same okucia połączyłem ze sobą wieko i skrzynkę. Do ich zamocowania użyłem mosiężnych, niemal identycznych ze starymi gwoździków. Złączone ze sobą na krzyż sklejkowe formatki dzielące wnętrze szkatułki na komory wkleiłem w to samo miejsce, z którego wcześniej je wyciągnąłem.

Gotowe!

Nie da się ukryć, że mimo moich długich i wymagających precyzji starań widoczne jest to, co w wyniku renowacji poprzedzającej moją pojawiło się na powierzchniach szkatułki. Wiele ze śladów świadczących o szlifowaniu bardzo delikatnej okleiny gruboziarnistym papierem w poprzek, robocze „okucia” ze skóry i upstrzoną zaciekami warstwę lakieru udało mi się jednak usunąć a w ich miejsce wstawić nowe elementy, bądź zastosować materiały pozwalające wytworzyć w wyobraźni oglądającego przedmiot obraz, na którym moja niewielka szkatułka przypomina siebie sprzed lat.

Odbijające się od politurowanych powierzchni światło tuszuje nieco to, czego nie udało mi się ukryć i zdecydowanie ożywia przedmiot. Być może zastanawiacie się dlaczego podjąłem decyzję o wykończeniu skrzyneczki powłoką nieznoszącą wody i wilgoci. Moją szkatułkę do golenia w odświeżonej wersji zamierzam wykorzystać jako skrytkę na drobiazgi takie jak zegarki i spinki do mankietów.

P.

Dziękuję za przeczytanie mojego materiału.

Jeśli ten wpis spodobał Ci się wyjątkowo, zainspirował Cię lub pomógł rozwiązać Twój meblowy problem, możesz postawić mi kawę. Wesprzesz w ten sposób moją wieloletnią pracę - będzie mi niezmiernie miło!

Postaw mi kawę na buycoffee.to
IMG_5402.png
Zacznij pisać, aby zobaczyć produkty, których szukasz.